☂️ Bajka O Statku Do Czytania

Losowe bajka. Klasyfikacja. Grimmstories.com. Wszystkie bajki braci Grimm. Wilk i lis Bracia Grimm →. Bajki o krasnoludkach (Krasnoludki) Bracia Grimm →. O sześciu łabędziach (Sześć łabędzi) Bracia Grimm →. Tłumaczenia mile widziane. Wyślij je do info@grimmstories.com. Titanic. Pamiętna noc. Titanic. Pamiętna noc. Najważniejsza książka poświęcona tragedii Titanica, bez której nie byłoby słynnego filmu Jamesa Camerona, po raz pierwszy w polskim wydaniu. Walter Lord przenosi nas na pokład tonącego statku, opisując minuta po minucie poruszającą historię walki o przetrwanie ponad dwóch tysięcy Bajki i opowiadania ku poprawy nastroju. a wszystkich razem łączyła miłość. Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili. - miłość poprosiła o pomoc. Ilustracje: Anna Szadkowska. Był sobie smok Kuba. Smok jedyny w swoim. rodzaju - bo zupełnie niepodobny do tysięcy innych smoków, zamieszkujących tysiące innych bajek świata. I chyba właśnie dlatego był bardzo nieszczęśliwy. Każdy szanujący się smok powinien - jak wszystkim dobrze wiadomo - więzić bezbronne królewny, pożerać Panel dyskusyjny o problemach bohaterów. Wymiana myśli o problemach bohaterów może być bardzo inspirującą zabawą czytelniczą. To dobra propozycja dla starszych dzieci. Świetnie nadadzą się do niej książeczki z poziomu 2 i 3. „Historia pewnego statku” opowiada o rejsie „Titanica”. Chyba każdy wie, jak bardzo poruszająca Kiedy dzieci podbiegły do psa, ten z przyjemnością dał im się głaskać, klepać po głowie i cierpliwie podawał łapę każdemu dziecku po kolei. - No, dość już tego, dzieci – upomniała grupę nauczycielka i zaprosiła dzieci do remizy, aby mogły obejrzeć wozy strażackie, kombinezony, hełmy i w ogóle wszystko, co potrzebne do Książka dla dzieci. Ale jaka! Miałam szczęście być jedną z jej pierwszych czytelniczek. Uśmiałam się do łez i poryczałam, już wcale nie ze śmiechu. To książka o nas, pokoleniu, które wyrosło na Jeżycjadzie, w tęsknocie za ciepłym domem. O nas i naszych dzieciakach, które wychowujemy kompletnie inaczej niż wychowano nas. Półmistrz. Mariusz Czubaj Wydawnictwo: Znak Seria: Znak Crime kryminał, sensacja, thriller. 320 str. 5 godz. 20 min. Szczegóły. Kup książkę. W tej rozgrywce każdy zły ruch będzie śmiertelny. W przededniu drugiej wojny światowej z Gdyni do Buenos Aires polska reprezentacja wyrusza na olimpiadę szachową na pokładzie transatlantyku Kolorowanki Kubuś Puchatek. Kolorowanki z Kubusiem Puchatkiem dla dzieci – poznaj wspaniały świat tej ciekawe bajki która jest rozpoznawalna na całym świecie. Poznamy jej wszystkich bohaterów. Zobaczymy także inne postacie Disneya i wiele więcej ciekawych kolorowanek które znajdziemy w innych przygotowanych i wyselekcjonowanych Lecz raptem w miejscu się zatrzymała. Osiadł na płyciźnie i dalej już nie popłynął. Krokodyl Grelek na swojej dziwacznej tratwie pływa po Nilu do dnia dzisiejszego. I chociaż nie wozi ludzi, ani innych towarów, wszyscy wiedzą, że jest wielkim kapitanem. Gdy wybierzesz się na wycieczkę po Nilu, gdy spotkasz tam krokodyla, nie Bajka smok wawelski na wesoło. Dawno temu, blisko zamku, w mieście zwanym Kraków, smok ogromny mieszkał w jamie i porywał nieboraków. Skrzydła miał jak statku żagle, ogon długi, w pysku ognie, wzrok posępny, a ze strachu ludziom wszystkim drżały spodnie. Smok porywał, co się dało: raz owieczkę, raz baranka, OPIS FILMU: Tintin (Jamie Bell) wraz ze swoimi przyjaciółmi, odkrywa wskazówki do odnalezienia zatoniętego statku dowodzonego przez przodka kapitana Haddock'a (Andy Serkis). Razem decydują się wyruszyć w poszukiwaniu skarbu. Obsada: Jamie Bell, Daniel Craig, Simon Pegg. HdpP. Piękna i Bestia audiobook na podstawie opowiadania Marie Le Prince de Beaumont Był sobie raz pewien bardzo bogaty kupiec, który miał sześcioro dzieci – trzech synów i trzy córki. Bardzo kochał swoje dzieci. Zapewniał im wszystko co mógł i nie oszczędzał na ich edukacji, zatrudniając dla nich najlepszych nauczycieli. Córki były bardzo ładne, zwłaszcza najmłodsza. Gdy była malutka, wszyscy się nią zachwycali i nazywali Małą Ślicznotką, gdy podrosła mówili do niej po prostu Piękna, co było powodem zazdrości jej sióstr. Ale najmłodsza córka kupca wyróżniała się nie tylko urodą, lecz była także bardzo dobra. Podczas, gdy starsze siostry obnosiły się ze swoim majątkiem, chodziły na przyjęcia, koncerty, kupowały drogie stroje, najmłodsza najchętniej spędzała wolny czas na czytaniu książek. Wszelkich adoratorów starsze córki odsyłały, twierdząc, że za mąż wyjdą jedynie za księcia lub w ostateczności hrabiego, Piękna natomiast dziękowała i mówiła, że jest zbyt młoda na zamążpójście i zostanie jeszcze z ojcem przez kilka lat. Niespodziewanie kupiec stracił cały swój majątek. Pozostał mu jedynie mały, wiejski dom. Starsze córki nie chciały się wyprowadzać z miasta i stwierdziły, że wyjdą za mąż za wybranych przez siebie adoratorów. Szybko się jednak okazało, że biedne córki kupca nie były już tak atrakcyjnymi pannami jak wcześniej, i wszyscy kandydaci na męża gdzieś nagle przepadli. Strata fortuny zasmuciła również Piękną, ale ta powiedziała sobie, że łzy nie spowodują, że czas się wróci, lecz musi nauczyć się być szczęśliwą pomimo braku pieniędzy. Gdy dotarli do domu na wsi, kupiec i jego trzej synowie, zatrudnili się do prac w polu. Piękna wstawała zawsze jako pierwsza, porządkowała dom i przygotowywała śniadanie dla rodziny. Z początku wydawało jej się, że to trudne zajęcie, gdyż nie była przyzwyczajona do pracy, ale po mniej niż dwóch miesiącach stała się silniejsza i zdrowsza niż kiedykolwiek. Po pracy czytała, grała na klawesynie lub śpiewała. W przeciwieństwie do Pięknej, starsze siostry nie umiały pożytecznie wykorzystać swojego czasu. Spały do dziesiątej, potem spacerowały i cały dzień lamentowały nad utratą pięknych strojów i znajomych. – Czy widzisz naszą biedną, głupią siostrę? – mówiła jedna do drugiej. – Jak można być zadowoloną, będąc w tak nieszczęśliwym położeniu! Pracowitość i cierpliwość Pięknej dostrzegał tylko ojciec, podziwiał jej pokorę i to jak sobie radzi w nowej, trudnej sytuacji. Rodzina mieszkała na wsi już prawie rok, gdy kupiec otrzymał list, w którym poinformowano go, że statek przewożący jego towary nie zatonął, lecz dopłynął właśnie szczęśliwie do portu. Wiadomość ucieszyła szczególnie starsze siostry, które dostrzegły szansę powrotu do miasta. Gdy ojciec pakował się, aby wyruszyć do portu i odebrać swój towar, siostry poprosiły go o nowe suknie, kapelusze i naszyjniki. – A co tobie przywieźć, moja droga? – ojciec zapytał Piękną. – Jesteś tak dobry, że o mnie pomyślałeś – odrzekła. – Jeśli możesz przywieź mi różę, taką, której nie ma w naszym ogrodzie. Piękna poprosiła o różę, nie dlatego, że jej bardzo zależało na kwiatku, lecz chciała wybrać coś najmniejszego, aby już nie obciążać więcej ojca zakupami. Kupiec wyruszył w podróż, ale kiedy dotarł na wybrzeże, okazało się, że są problemy z odebraniem zagubionego towaru. Poszedł nawet do sądu, szukając wsparcia, ale i ten wysiłek poszedł na próżno. Mężczyzna odjechał tak samo biedny jak wcześniej. Podróż powrotna dłużyła się kupcowi, do tego zaczęło mocno padać i i zerwał się tak silny wiatr, że dwukrotnie zrzucił go z konia. Nadciągała noc. Kupiec wiedział, że musi znaleźć schronienie, aby bezpiecznie przeczekać zawieruchę i rano wyruszyć w dalszą drogę. Wilki wyły w lesie, z którego chciał jeszcze wyjechać, ale w deszczu pomylił drogę i zjechał z głównego traktu. Jakież było jego zaskoczenie, gdy w oddali ujrzał pięknie oświetlony pałac. Ucieszył się i pojechał prosto w jego kierunku. Kupiec spodziewał się spotkać służbę już u wrót pałacu, ale nikogo nie było. Pomyślał, że to pewnie przez burzę wszyscy schronili się wewnątrz. Zaprowadził więc konia do stajni. Znalazł tam owies i siano, nakarmił zmęczone i głodne zwierzę, przywiązał do żłobu i poszedł w kierunku domu. Drzwi były otwarte i ponownie nikogo nie spotkał. Wszedł do ogromnego salonu, gdzie zastał stół zastawiony pysznym jedzeniem, a ogień w kominku dawał przyjemne ciepło. Kupiec rozgrzał dłonie przy ogniu i przeszedł się po holu i salonie rozglądając za mieszkańcami. Nikogo nadal nie było. „Mam nadzieję, że gospodarz wybaczy mi moją obecność tutaj. Przypuszczam, że niedługo ktoś się pojawi.” – pomyślał kupiec rozglądając się niecierpliwie. Minuty mijały, a gospodarz wciąż nie nadchodził. Głód stawał się nie do zniesienia. Odczekał jeszcze chwilę, zasiadł do stołu i w kilku kęsach pochłonął kurczaka, wypił kilka szklanek soku i zaspokojony wszedł na górę, pewien, że tam kogoś zastanie. Przeszedł przez kilka, wytwornie wyposażonych apartamentów i dotarł do części sypialnej pałacu. Tam również nie spotkał ani gospodarza, ani nikogo ze służby. Do jednego pokoju były uchylone drzwi, zajrzał do środka. Na środku stało zaścielone, kusząco wyglądające łóżko. Był tak zmęczony, że pomyślał, iż najlepiej zrobi jeśli zamknie drzwi i się położy. Było już po północy, gdy mężczyzna zasnął. Rankiem następnego dnia, Kupiec otworzył oczy i zobaczył swoje ubranie wyprane, wyprasowane i równo złożone na krześle. Ten pałac z pewnością należy do czarodziejskiej wróżki, pomyślał. Wyjrzał przez okno i zamiast nocnej zawieruchy zobaczył przepiękny ogród skąpany w porannym słońcu. Ubrał się i zszedł na dół. W salonie zastał przygotowanie śniadanie. Uśmiechnął się do siebie i powiedział głośno: – Dziękuję Dobra Wróżko. Jestem niezmiernie wdzięczny za wszelkie dobro, którego tutaj doświadczyłem. Posilił się, wypił przygotowaną gorącą czekoladę i udał się w kierunku stajni po swojego konia. Przechodząc wzdłuż rzędów najpiękniejszych róż jakie w życiu widział, przypomniał sobie prośbę Pięknej. Nie namyślając się wiele zerwał jedną z nich. Ledwo to uczynił usłyszał wielki hałas za sobą. Odwrócił się i zobaczył zbliżającą się ogromną bestię, przed którą na pewno nie mógłby już uciec. – Jesteś bardzo niewdzięczny – odezwał się potwór strasznym głosem. – Ja cię ratuję z nocnej zawieruchy i goszczę w moim pałacu, a ty odpłacasz się kradnąc moje róże, które cenię ponad wszystko! Zasługujesz na śmierć za swój uczynek! Daję ci kwadrans na przygotowanie się. Kupiec padł na kolana, wzniósł obie dłonie i zawołał: – O daruj mi Panie, błagam o wybaczenie! Nie chciałem kraść twojej róży, a jedynie spełnić obietnicę daną jednej z moich córek. – Nie nazywaj mnie Panem, – odparł potwór – ale Bestią. Nie cierpię komplementów. Wolę gdy ludzie nazywają rzeczy po imieniu i nie myśl sobie, że twoje gładkie słówka coś zmienią. Ale mówiłeś, że masz córki – potwór na chwilę zamilknął. – Wybaczę ci, pod warunkiem, że jedna z twoich córek przyjedzie tu i zamieszka ze mną. Jeżeli do trzech miesięcy nie pojawi się, przyjdę po ciebie i nie będzie już odwrotu. Kupiec nie miał zamiaru poświęcać, żadnej ze swoich córek dla okropnej bestii, ale aby zyskać trochę czasu zgodził się. Poszedł po swojego konia, osiodłał go i skierował się do lasu. Po kilku godzinach był w domu. Dzieci wybiegły i otoczyły ojca, ale zamiast radosnego powitania i prezentów, Kupiec szlochając wręczył różę Pięknej. – Proszę – powiedział do córki. – Weź tę różę i pamiętaj jak jest cenna i ile kosztowała twojego nieszczęsnego ojca. Potem opowiedział całą przygodę dzieciom. Starsze córki wpadły w lament i całą winę zrzuciły na Piękną, która w spokoju wysłuchała całej historii. Starsze siostry zarzucały jej, że zamiast normalnych prezentów jak suknia czy szal, wymyśliła sobie różę, która przyprawi o śmierć ich biednego ojca, a do tego nawet łzy nie uroni nad losem biednego ojca. – Po co miałabym płakać – rzekła Piękna. – Co by to zmieniło? Uważam, że byłoby niesprawiedliwe, aby ojciec cierpiał z mojego powodu. Skoro bestia akceptuje jedną z córek, pojadę tam i zostanę na zawsze. Będę bardzo szczęśliwa wiedząc, że poświęcając się uratowałam jego życie. – Nie siostro – powiedzieli bracia. - Tak być nie powinno. Pojedziemy tam znajdziemy potwora i zabijemy go. – Nawet nie myślcie o tym – powiedział ojciec. – Bestia ma ogromną moc i z tej potyczki nie wyszlibyście cało. Doceniam twoją wielkoduszną ofertę, – powiedział do Pięknej - ale nie mogę się na nią zgodzić. Ja jestem już stary i niewiele życia przede mną. Mogę tylko żałować, że zostawię was same, moje dzieci. – Właśnie ojcze, – powiedziała Piękna – nie możesz wrócić do pałacu beze mnie, nie powstrzymasz mnie, gdy będę chciała iść za tobą. Próżno ojciec próbował odwieźć Piękną od powziętej decyzji, a siostry były tak zachwycone tym, że Piękna odejdzie, że namawiały ojca, aby się zgodził. Po kilku tygodniach ociec i Piękna pakowali bagaże. Siostry udając, że jest im smutno wąchały cebulę i ze łzami w oczach żegnały siostrę. Bracia natomiast byli prawdziwie zatroskani. Tylko Piękna powstrzymała łzy, aby jeszcze bardziej nie niepokoić najbliższych. Konie skierowały się bezpośrednio do pałacu i przed wieczorem kupiec i jego córka zobaczyli jego światła. Zwierzęta odprowadzili do stajni, a sami weszli do pięknego holu, a następnie salonu, gdzie zastali bogato zastawiony stół. Kupiec nie miał ochoty na jedzenie, ale Piękna udając wesołość skosztowała potraw i namówiła ojca, aby również się posilił. Po skończonym posiłku usłyszeli hałas. Kupiec wiedział, że to nadchodzi Bestia. Przerażony zasłonił sobą córkę, która cała drżąc ze strachu usiłowała mimo to wyglądać na spokojną. – Witajcie – odezwał się spokojnie potwór. – Czy przybyłaś tu z własnej woli? – zapytał Pięknej. – Taaak – odpowiedziała drżącym głosem. – Jesteś dobrym i honorowym człowiekiem – Bestia skierowała się w stronę kupca. – Jutro wrócisz do domu i nigdy już tu nie wrócisz. Dobranoc Piękna – potwór popatrzył na dziewczynę i wyszedł. Kupiec objął córkę i cały we łzach zawołał: – O nie, nie opuszczę cię! Wróć do domu, a ja tu zostanę! – Nie ojcze – odpowiedziała spokojnie Piękna. – Ty wrócisz jutro do domu, a ja zostanę tu, pod opieką Opatrzności. Udali się na spoczynek. Zarówno ojciec, jak i Piękna myśleli, że nie zmrużą oka przez całą noc, ale zmęczenie spowodowało, że szybko obydwoje usnęli. Rano Piękna pożegnała ojca i uspokoiła go mówiąc, że na pewno będzie jej dobrze w tym pięknym miejscu. Gdy kupiec odjechał, dziewczyna usiadła w holu, ledwo powstrzymując napływające do oczu łzy, poleciła się Bogu i pomyślała, że zamiast użalać się nad sobą przejdzie się po pałacu. Jakież było jej zaskoczenie, gdy na jednych drzwiach zobaczyła napis „Apartament Pięknej”. Otworzyła je pospiesznie i oszołomiona pięknem i okazałością wnętrza weszła do środka. Jej uwagę przykuła bogata biblioteka, klawesyn i książki do muzyki. – Cóż – powiedziała do siebie. – Widzę, że zadbano nawet o rozrywkę dla mnie. Wyjęła z biblioteczki pierwszą książkę i przeczytała powitanie napisane złotymi literami: „Witaj Piękna, odrzuć lęk, bądź tu Panią i Królową wnętrz. Powiedz swoją wolę, wymów swe życzenie, szybko i posłusznie spełni się pragnienie.” W południe w salonie zastała przygotowany obiad, który zjadła w samotności. Ale wieczorem, gdy zasiadała do kolacji usłyszała znajomy hałas. – Piękna, czy pozwolisz mi zjeść z tobą kolację? – Dlaczego pytasz? Jesteś u siebie - odparła drżącym głosem. – Nie. Ty jesteś tutaj panią i wystarczy jedno twoje słowo, a natychmiast wyjdę. Powiedz proszę, czy uważasz, że jestem bardzo brzydki? – Tak, to prawda. Nie będę kłamać, ale sądzę, że jesteś za to bardzo dobry. – Przez moją brzydotę wszystko traci sens. Wiem, że jestem nieszczęsnym, głupim potworem. – Takie myślenie nie jest oznaką głupoty, bo nigdy głupi nie dostrzeże swojej głupoty. – Jedz więc Piękna – powiedział potwór. – A ja będę się starał umilać twój czas w tym miejscu. Wszystko tutaj należy do ciebie i byłbym nieszczęśliwy, gdyby czegoś ci brakowało. – Jesteś bardzo uprzejmy – odpowiedziała dziewczyna. – Bardzo dziękuję za wszystko. Twoja inność jest lepsza od fałszywej urody tego świata. – Tak, tak. Może i moje serce jest dobre, ale wciąż jestem bestią. – A ja wolę ciebie takiego jakim jesteś, zamiast fałszywych ludzi o niewdzięcznych sercach. Piękna zjadła obfitą kolację i niemal pokonała swój strach przed potworem, gdy ten zapytał: – Piękna, czy zostaniesz moją żoną? Dziewczyna zamarła nie wiedząc co odpowiedzieć. Bała się rozdrażnić potwora. W końcu odrzekła: – Nie Bestio. Biedny potwór westchnął i zawył tak okropnie, że echo odbiło się w całym pałacu. Piękna szybko opanowała swój strach, widząc, jak smutna jest Bestia. – Dobranoc więc, Piękna – powiedział potwór. Wychodząc oglądał się raz i drugi chcąc jeszcze raz spojrzeć na dziewczynę. Gdy Piękna została sama, poczuła ogromne współczucie dla biednej Bestii. „Czy to sprawiedliwe, aby tak dobre stworzenie było równocześnie tak brzydkie? – myślała. Dziewczyna spędziła bardzo przyjemne trzy miesiące w pałacu. Każdego wieczoru Bestia przychodziła złożyć jej wizytę. Podczas kolacji prowadzili długie, interesujące rozmowy, a Piękna nabierała przekonania o dobrym wykształceniu i inteligencji potwora. Widywała go co dzień i tak przyzwyczaiła się do jego wyglądu, że już wcale nie zwracała na niego uwagi. Gdy dzień jej się dłużył zerkała na zegarek, wyczekując godziny dziewiątej i wizyty Bestii. Jedna tylko rzecz ją niepokoiła. Każdego wieczoru, przed pójściem spać potwór pytał ją czy wyjdzie za niego za mąż. Pewnego dnia odpowiedziała: – Bestio, stawiasz mnie w trudnej sytuacji. Chciałabym ci obiecać, że kiedyś wyję za ciebie za mąż, ale jestem szczera i nie wiem, czy się to kiedykolwiek zdarzy. Szanuję cię jako przyjaciela, czy to ci wystarczy? – Musi – odparła Bestia. – Niestety. Znam swoje przekleństwo, ale kocham cię całym sercem i postaram się cieszyć samą twoją obecnością. Obiecaj, że nigdy mnie nie opuścisz. Na te słowa Piękna zawstydziła się, gdyż bardzo się martwiła o swojego starego ojca i chciała go zobaczyć. – Mogłabym obiecać, że nigdy cię nie opuszczę, ale bardzo bym chciała odwiedzić mojego ojca. Martwię się, czy nie jest chory – powiedziała Piękna. – Wolałbym umrzeć niż widzieć jak się martwisz – odpowiedział potwór. – Wyślę cię do ojca, a sam umrę z żalu. – Nie! – szlochając odpowiedziała dziewczyna. – Nie możesz umrzeć z mojego powodu! Obiecuję, że wrócę za tydzień. Chcę wiedzieć czy siostry wyszły za mąż, a bracia poszli do wojska. Chciałabym zostać z ojcem przez tydzień. – Dobrze, jedź jutro z rana i pamiętaj o obietnicy. Następnego dnia wieczorem Piękna wpadła w objęcia swojego ojca. Staruszek nie mógł uwierzyć, że widzi swoją najmłodszą córkę całą, zdrową i uśmiechniętą. Następnego dnia przyjechały siostry wraz ze swoimi mężami. Niestety obie były nieszczęśliwe w małżeństwie. Starsza wyszła za mąż za niezwykle przystojnego mężczyznę, który jednak był tak zajęty swoją osobą, że zupełnie zaniedbywał żonę. Młodsza natomiast miała męża kpiarza, który żartował ze wszystkich, a najbardziej ze swojej żony. Gdy siostry zobaczyły Piękną ubraną jak księżniczkę, a do tego jeszcze śliczniejszą niż dawniej, syknęły z zazdrości. Gdy wyszły do ogrodu rozmawiały ze sobą: – W czym ta mała istota jest lepsza od nas, że jest tak szczęśliwa. – Siostro – odparła druga, – zatrzymajmy ją tu dłużej niż tydzień, a Bestia może wpadnie w furię i ją pożre. – Dobry pomysł, a tymczasem bądźmy dla niej tak miłe jak tylko zdołamy. Tak też zrobiły. Były tak miłe i uprzejme dla Pięknej, że ta uwierzyła w szczere uczucia swoich sióstr. Gdy minął tydzień pobytu Pięknej w domu rodzinnym i chciała wracać do pałacu, siostry zaczęły tak lamentować i błagać ją, aby została jeszcze jeden tydzień, że w końcu dziewczyna zgodziła się. Nie zdawała sobie sprawy, jak jej decyzja pozostania dłużej w domu, wpłynęła na biedną Bestię, za którą jednak coraz bardziej tęskniła. Dziesiątej nocy śniła, że była w pałacowym ogrodzie, zobaczyła tam Bestię leżącą na ścieżce, zupełnie wyczerpaną, która słabym głosem zarzuciła jej, że złamała obietnicę. Piękna obudziła się cała zlana łzami. – Nie jestem tak niewdzięczna, żeby Bestia, która tyle dla mnie zrobiła, tak miała cierpieć. To nie jej wina, że jest tak brzydka. Liczy się tylko to, że jest dobra. Dlaczego odmówiłam wyjścia za nią za mąż? Byłabym szczęśliwsza z potworem, niż moje siostry z ich mężami. Nie rozum ani wygląd powodują, że kobieta jest szczęśliwa, ale delikatne usposobienie, uprzejmość i czułość małżonka. To prawda, że nie darzę go wielkim uczuciem miłości, ale za to sympatii, przyjaźni i szacunku i gdybym nie uczyniła go szczęśliwym okazałabym najwyższą niewdzięczność. Piękna postanowiła, że następnego dnia wraca do pałacu i ze spokojem zasnęła. Obudziła się wczesnym rankiem, ubrała w najpiękniejszą suknię, pożegnała z ojcem i siostrami i wyruszyła w drogę. Dotarła do pałacu i z niecierpliwością czekała wieczoru i spotkania z Bestią. Wybiła godzina dziewiąta, a Piękna wciąż była sama. Z każdą chwilą bardziej się denerwowała i niepokoiła. Wyszła do ogrodu i zaczęła szukać i wołać Bestię. Zajrzała we wszystkie zakamarki, a gdy przypomniała sobie swój sen i leżącą w nim bez oznak życia Bestię zaczęła płakać i wołać ją jeszcze głośniej. W śnie Bestia leżała na ścieżce na tyłach ogrodu i tam Piękna pobiegła. W końcu zobaczyła leżącego potwora, miał zamknięte oczy i zupełnie się nie ruszał. Przyłożyła ucho do jego piersi i usłyszała, że serce wciąż bije. Pobiegła do strumyka, umoczyła chusteczkę i wodą skropiła czoło Bestii. Ta po chwili powoli otworzyła oczy i wyszeptała: – Zapomniałaś o obietnicy. Myślałem, że cię straciłem na zawsze i postanowiłem umrzeć. Ale cieszę się, że cię widzę. Umrę szczęśliwy. – Nie Bestio! Nie możesz umrzeć – wykrzyknęła Piękna. – Żyj i zostań moim mężem, daję ci moją rękę, na zawsze! Teraz mogę ofiarować ci tylko moją przyjaźń, ale żyć bez ciebie już nie mogę! Gdy tylko Piękna wypowiedziała te słowa, wszystko dookoła zajaśniało, z pałacu rozległa się muzyka i czuło się atmosferę wielkiego wydarzenia. Piękna rozejrzała się dookoła, a gdy wróciła wzrokiem do Bestii, jakież było jej zaskoczenie, gdy na miejscu gdzie leżał potwór zobaczyła pięknego księcia, który przyklęknął przed nią i powiedział: – Dziękuję, że uwolniłaś mnie spod czaru. Zła wiedźma zamieniła mnie w potwora, a uwolnić mnie od tego przekleństwa, mogła mnie jedynie obietnica panny, która z własnej woli odda mi swoją rękę. Czekałem wiele lat i traciłem nadzieję. I oto ty pojawiłaś się w moim pałacu. Widząc twoją dobroć poczułem, że nie wszystko jest stracone. Dziś zaoferowałaś mi siebie, a ja oferuję ci koronę i wszystko co mam, bo moje serce masz już od dawna. Książę i Piękna weszli do Pałacu. Tam czekała na nich królowa i cały sztab służących, których piękna mogła pierwszy raz zobaczyć. – Witaj moja droga – rzekła królowa do dziewczyny. - Dziękuję ci, że uwolniłaś mojego syna spod okropnej klątwy, która zamknęła go w ciele bestii, a nas uwięziła w świecie niewidzialnym dla ludzi. Jestem ci wdzięczna z całego serca i życzę wam tak wiele szczęścia w życiu, ile dobroci jest w twoim sercu. – Dziękuję Pani – odrzekła Piękna. – A teraz – dodała królowa – rozpocznijmy przygotowania do ślubu! Pozwolisz moja droga – zwróciła się znów do Pięknej – że w pierwszej kolejności wyślemy zaproszenia do twojego ojca i rodzeństwa. – Oczywiście – ucieszyła się dziewczyna. Piękna i Książę wzięli ślub. Zamieszkali w pałacu i żyli długo i szczęśliwie. W tym roku wiosna w Krainie Elfów była wyjątkowo piękna. Nad polaną unosiła się jeszcze poranna rosa, a słońce dopiero wyłaniało się zza chmur. Niektóre elfy wybrały się na jogging i cieszyły się wszystkimi urokami poranka. Większość z nich jednak nadal smacznie spała, przynajmniej do czasu, gdy zbudziło je głośne Elfy, czas na śniadanie! Dziś mamy ważny dzień, więc bądźcie na czas!Tamtego dnia wypadał Pierwszy Dzień Wiosny, więc warto było ustawić się jak najwcześniej w kolejce do pod domem Elfa Smakosza i zamówić jakieś wyjątkowe danie na ten dzień. Do wyboru było absolutnie wszystko, co tylko mogło przyjść do głowy elfowi. Niestety Elf Smakosz miał także inne obowiązki, więc mógł przyjąć tylko ograniczoną ilość zamówień. Niektóre zgłoszone pomysły były zabawne, jak na przykład naleśniki w kształcie głowy misia z polewą z arktycznych malin. Zaraz zaraz, ale czy maliny na pewno rosną na Arktyce? To temat na nieco później, ale zdradzę Ci mały sekret już teraz. Kilka dni podróży na północ, zaraz za Krainą Elfów, mieszkają na górzystym, oblodzonym terenie polarne niedźwiedzie, które co jakiś czas schodzą w doliny celem uprawy warzyw i owoców. Niektóre z tych zdrowych przysmaków są dostarczane również elfom, w zamian za magiczny pyłek zbieranyz kwiatów. Ponieważ jest tam niesamowicie zimno, niedźwiedzie nazywają wszystkie swoje uprawy „arktycznymi”. Gwarantuję, że w smaku są fantastyczne!Nie wszyscy jednak tego dnia byli szczęśliwi. Elf Niejadek budząc się rankiem był wyczerpany. Przespał pełne 8 godzin, a mimo to oczy kleiły mu się od samego rana. Pomyślał jedynie:- Znowu cały dzień spędzimy na jedzeniu. A mi się przecież wcale nie chce jeść! – powiedziawszy to obrócił się na drugi bok i zaczął rozmyślać jak uniknąć dzisiejszego festiwalu Tyle rzeczy mógłbym dziś zrobić. Moczyć nogi w rzece za pagórkiem, albo sadzić nowe kwiaty na polanie, albo…poprosić wróżki kwiatowe, żeby znalazły dla mnie jakieś ciekawsze zajęcie na dziś!To jest właśnie to! – Niejadek zerwał się z łóżka, ubrał, umył zęby i uczesał włosy, po czym wybiegł ze swojego domku w poszukiwaniu wróżek. Był jeszcze wczesny ranek, więc szansa na znalezienie którejś z nich była wysoce przemaszerował przez wioskę z podniesioną głową, nie zważając na pytania elfów o to, czy udało mu się już złożyć zamówienie z okazji Nie, ja mam dziś ważniejsze rzeczy do zrobienia. Jedzenie? Proszę was, codziennie coś jecie, co to za różnica?- Ale Niejadku – powiedziała Konwalia, która była elfim ogrodnikiem i dbała o wszystkie kwiatyw Krainie Elfów – jedzenie to podstawa Twojego zdrowia! Misie polarne wkładają w swoje uprawy dużo czasu i serca, żebyś miał wszystko co najlepsze. Oczywiście sport jest równie ważny, ale nie dostarczy Ci wszystkich potrzebnych witamin i Nic mnie to nie obchodzi – żachnął się Niejadek, wiedząc gdzieś w głębi, że Konwalia ma rację. Cóż jednak miał poradzić, skoro nigdy nie jest głodny?- Co w takim razie dziś planujesz? Wiesz, że tylko dwa razy w roku Misie schodzą do nas z górz wyjątkowymi przysmakami? Przynoszą arktyczne maliny, jabłka o smaku gumy balonowej i wiele innych cudownych rzeczy, które muszą rosnąć prawie 6 miesięcy zanim można je zerwać z ot tak sobie chcesz z tego zrezygnować? – Konwalia nie kryła swojego Konwalio, dziś jestem umówiony na spotkanie z kwiatowymi wróżkami, naprawdę się spieszę. - Niejadek ruszył w dalszą drogę z przeświadczeniem o swojej zamyśliła się i zmartwiona doszła do wniosku, że Niejadek zapewne jest chory, lub boli go brzuch, skoro chce opuścić okazję wspólnej uczty. Jako ekspertka od roślin poszła odnaleźć królową wszystkich kwiatowych wróżek i zaczerpnąć jej porady. Może ona będzie mogła pomóc Niejadkowi? Jak pomyślała tak też zrobiła. Królowa wróżek kwiatowych Viola wysłała na spotkanie z Niejadkiem wróżkę Abelię i jej kolegę Bratka. Jakże pomylił się Niejadek sądząc, że natknął się na nich przypadkiem!- O, wróżki! – Wykrzyknął elf wskazując palcem na dwa wielkie kwiaty w środku lasu – wróżki kochane, mam do Was ogromną prośbę. Czy mogę pomóc w jakiś zajęciach przy kwiatach? Zapachy w wiosce przyprawiają mnie o zawrót głowy i nie mogę już wytrzymać. Chętnie Wam dziś Witaj Niejadku- powiedziała Abelia siedząca na ogromnej lilii – my również będziemy dziś pomagaćw zbiorach, dlatego szykujemy się na małą wyprawę w góry. Zaraz wyczarujemy Ci cieplejsze ubranie, żebyś mógł nam obsypała Niejadka złotym pyłem i ni stąd ni zowąd na Niejadku pojawiła się puchowa kurtka, ciepłe zimowe buty, rękawice i Wspaniale! – Bratek zwrócił się do Niejadka widząc go w nowym stroju – teraz powinieneś bez problemu przywitać A wy? Wy nie potrzebujecie zimowych ubrań? – Niejadek nie krył zdziwienia widząc elfy odziane jedynie z swoje tradycyjne stroje z cienkich Nie, ponieważ pył chroni nas przed zimnem, deszczem i trójka wyruszyła na północ. Elfy poprosiły przelatujące nieopodal gęsi, żeby pomogły im przetransportować się w góry. Ponieważ byli z wróżkami dobrymi przyjaciółmi, gęsi zabrały na plecy każdego z osobna i w niedługim czasie lądowali już u stóp jako pierwszy stanął na ziemi i zaczął zgodnie z kompasem szukać kierunku dalszej Czy to nie powinno być po prawej, w małym zagajniku z sosen? – Zapytała Co roku Misie zmieniają teren i przenoszą się w część gór, która jest mniej wietrzna. Na razie stoimy w dolinie. – Bratek wskazał ręką naokoło, gdzie rozpościerały się pola uprawne. – Tylko zobaczcie! Tak mało zbiorów zostało na krzakach, zapewne Misie już wszystko pozbierały. Zostało już niewiele pracy, ale pomożemy im zebrać resztę. Najpierw zapytajmy, czy potrzebują jeszcze naszej pomocy. Chodźmy!Na szczęście podróżnicy znaleźli bezproblemowo osadę, gdyż z oddali widać było dym unoszący z sięz chatki. No tak, przecież Misie znane są z tego, że lubią ciepło. Widocznie temperatura spadła tak nisko, że ani grube futro, ani kolorowe wełniane swetry nie grzeją je było łatwo odróżnić. Każdy z nich miał białe, miękkie futro, ale spody ich łapek i nosy miały charakterystyczne wzory. Jeden miał nos zielony w czerwone kropki, drugi niebieski w żółte pasy,a kolejny czerwony w białe kwadraty. Misiów było ze 20, a każdy inny i z nosem w zielone kropki zauważył ze swojej chatki podróżników i otwierając na oścież okno krzyknął:- Elf i wróżki! Co za niespodzianka! Chodźcie do nas czym prędzej, bo na dworze jest okropnie trójka wgramoliła się do chatki. Miś z nosem w paski podał im kubki z ciepłym kakao. Niejadek wzdrygnął się lekko i pomyślał – O nie, znowu! Czyżbyśmy trafili na porę obiadową?.- Misie, to jest Elf Niejadek. Ponieważ bardzo chciał nam pomóc przy zbiorach, postanowiliśmy go ze sobą zabrać. Czy macie dla niego jakieś specjalne zadanie? – Abelia mrugnęła porozumiewawczo do Cedrusa, Misia z nosem w zielone Misie zajęły się podróżnikami, opowiadając o planach zbiorów na dzisiejszy dzień. W tym czasie Abelia szepnęła na ucho Misiowi:- Misiu, nasz Elf ma duży problem z jedzeniem. Obserwujemy go już od jakiegoś czasu i wydaje się nam, że nie dostrzega on powagi zdrowego jedzenia. Je mało, a to co je nie jest najlepszej jakości. Czy masz jakiś plan? Jak możemy przekazać mu jak ważne jest zjadanie całego obiadu? Ponieważ je mało, nigdy nie ma siły. Chodzi wcześnie spać, a mimo to jest od samego rana zmęczony. Zobacz tylko jak mu zimno, cały się trzęsie!Miś spojrzał zaniepokojony na Niejadka, lecz po chwili nie mógł opanować śmiechu. Mały elf, o wielkim czerwonym od zimna nosie i przemarzniętymi czubkami uszu usilnie wzbrania się przed przyjęciem kubka z ciepłym Na pewno coś da się zrobić Abelio. Zostaw to nam – odrzekł później wszyscy byli już na polanie u podnóża gór. Udało się im szybko przenieść w te rejony, ponieważ misie zabrały na barana małych podróżników. Gdy stanęli po środku doliny, pierwszy raz dokładnie przyjrzeli się uprawom. Nie było ich wcale mało, tylko przykryły je białe czapy ze śniegu. Krzaki były pełne magicznych warzyw i owoców, wręcz uginały się pod ich ciężarem. Każdy owoc i każde warzywo było najlepszej jakości, uprawiane ekologicznie, pełne witamin i Cedrus poprosił Abelię o wzlecenie ponad uprawy i rozsypanie swojego pyłu, który zebrała w lesie nieopodal Krainy Elfów. Nie był to byle jaki pył – był to pył zbierany ze specjalnie sadzonych kwiatów, dokładnie na tę okazję. Abelia wzbiła się w powietrze i rozsypała z małego parcianego woreczka pył. Pył osiadł na uprawach. Śnieg w tych miejscach od razu się stopił i wyparował, ukazując całe piękno polany. Uprawy Misiów były nie tylko zdrowe – miały też przepiękne kolory. Polana wyglądała jak tęcza, miesiąca się wszystkimi Niesamowite! Nigdy nie widziałem tylu kolorów naraz, a przecież mieszkam w magicznym lesie! – nie krył swojego zdziwienia pył miał jeszcze jedną właściwość. Za każdym razem, gdy Niejadek podchodził do krzakai brał w ręce owoc lub warzywo, widziałem przed sobą jego właściwości. Czary Abelii i wiedza Misia Cedrusa zaczynały działaś. Miś był ekspertem i wiedział, co kryje w sobie dany owoc lub Hej, wszyscy! Zobaczcie! – Niejadek pełen fascynacji pokazywał Misiom i wróżkom każdy zerwany owoc – Też to widzicie?- Co takiego, Niejadku? – zapytał Bratek. Wiedział, że maga pyłu na pewno już działa i że Niejadek widzi w złotym pyle naokoło zerwanego owocu wszystkie jego właściwości, wypisane jak kredą na zerwał olbrzymią malinę arktyczną z krzaka, po czym powiedział do wszystkich:- Wiedzieliście, że maliny mają w sobie dużo potasu, wapnia, żelaza i magnezu? Są świetne na gorączkę i bóle brzucha. – Niejadek zastanowił się chwilę. Przecież to jego zazwyczaj boi brzuch, a kiedy choruje, to najdłużej ze wszystkich elfów ma gorączkę…- Zobaczcie na to kolorowe jabłko! Nigdy takiego nie widziałem. – rzucił Niejadek w stronę Misia Niejadku, spróbuj go. Przekonasz się, że nie tylko jego kolory zadziwiają – odpowiedział ugryzł jabłko i poczuł smak bumy Niesamowite, zupełnie nie smakuje jak jabłko, ale ma wszystkie jego zdrowotne właściwości. – Mająw sobie fosfor, potas, sód, wapń, żelazo... i dużo więcej! Ponadto wzmacniają zęby i lepiej się po nich zasypia. – Niejadek nie krył fascynacji nowymi odkryciami. Pomyślał – „ A jeśli byłem wcześniej w błędzie? Chyba inne elfy w wiosce miały rację. Jedzenie to nie tylko pełny brzuch, ale też mnóstwo zdrowia. Szkoda, że wcześniej sądziłem, że to tylko potoczny slogan”.Jeszcze przez kilka godzin Niejadek odkrywał zdrowotne właściwości wielu owoców i warzyw. Od tej pory nie widział przed sobą nudnego talerza, ale mnóstwo magicznych możliwości zawartychw posiłkach.„Magicznych?” – zamyślił się Niejadek. Dokładnie tak! Przecież ciało w magiczny sposób zamienia te wszystkie pyszne dania w siłę i zdrowie, buduje organizm i go wzmacnia. Nie ma na całym świecie wspanialszej magii niż ta, która codziennie ląduje na twoim zakończonych zbiorach Misie podziękowały małym podróżnikom za ich Jeszcze raz bardzo dziękujemy, bez Waszej pomocy zabrałoby to nam dużo więcej czasu. – powiedział Miś z czerwonym nosem w białe miały na plecach ogromne kosze ze zbiorami, każdy niósł co innego. Niebieskie marchewki, pomidory w kształcie serca, czy też kwadratowe arbuzy – to wszystko właśnie wędrowało do Krainy Elfów. Elf i wróżki siedziały na ramieniu misia, wtulone w ciepły, wełniany sweter, który miał na sobie. Sweter nie byle jaki, bo wydziergany przez samą Panią Ten sweter dostałem w ubiegłym roku. To mój ulubiony. Zobaczcie, jakie ma piękne detale. – Cedrus wskazał na czerwone renifery na białym tle na swoim swetrze.***Zbliżał się już wieczór, gdy cała załoga dotarła do wioski. Misie zdjęły z pleców wielkie wiklinowe kosze, a małe elfy zaczęły wyciągać z nich owoce i warzywa. Na spotkanie im wyszedł Elf Smakosz. Stanął na środku placu, wziął się pod boki i powiedział:- Drogie Misie, jak dobrze Was widzieć! W tym roku przeszliście samych siebie, jestem zaskoczony! Jeszcze nigdy nie miałem tutaj tyle wspaniałych składników. Mam nadzieję, że zostaniecie z nami na Smakoszu, to jedynie dzięki zasługą tej trójki – Miś Cedrus wskazał łapką na elfa Niejadka, Abelięi Bratka – ich pomoc była nieoceniona, dzięki czemu mogliśmy przynieść Wam więcej To teraz potrzebuję jeszcze jakiegoś ochotnika, który pomoże mi w kuchni. Sam nie dam rady obsłużyć tak wspaniałych gości. Czy macie jakieś specjalne życzenia? Wyczaruję na Waszych talerzach wszystko, o co Ja chętnie pomogę! – wyrwał się Smakosz stał w lekkim osłupieniu. – Ty Niejadku? Jesteś pewien? – powiedział zaskoczony Smakosz. – Chyba zaczarowaliście na tej polanie nie tylko uprawy! – zaśmiał Elfie Smakoszu, tam na pola, u stóp Misiowej Góry każde warzywo i każdy owoc wyjawiły mi swoje sekrety. Teraz już wiem, że mają różne właściwości i w różny sposób budują moje zdrowie. Wiem też, że jem nie tylko po to, żeby nam smakowało, lecz też po co, by każda komórka mojego ciała dostała odpowiednie witaminy i minerały. Nie będę już zmęczony, nie będzie bolał mnie brzuch, a jeśli nawet złapię jakąś gorączkę, to organizm zwalczy ją w trymiga! Nie ma zresztą na co czekać, zaczynajmy przygotowania do uczty, pewnie wszystkie elfy przebierają już z niecierpliwości nogami!***Od tego dnia Elf Niejadek został Elfem Ekspertem. Wiedział wszystko o każdym składniku na swoim talerzy i chętnie dzielił się swoją wiedzą ze wszystkimi elfami, by te mogły żyć w zdrowiu i szczęściu. Choć zapewne i tak najszczęśliwszy był Elf Smakosz, który zyskał wspaniałego pomocnika w do czytania dla dzieciBajki z morałem do czytania na dobranoc i na dzień dobry pomogą Ci w kreatywny sposób dostosowany do potrzeb i możliwości dziecka poruszyć problem, z którym zmaga się maluch. Dzięki walorom edukacyjnym w każdej z bajek jeden z elfów wskaże rozwiązanie problemu, które dziecko będzie mogło z łatwością przyswoić i zaadaptować. Bajki do czytania są dostępne bez ograniczeń i całkowicie za darmo - mogą być czytane na każdym urządzeniu z wyświetlaczem. Już teraz możecie wspólnie przenieść się do krainy elfów – magicznego świata pełnego latających prezentów i domków z czekolady! Przedstaw dziecku nowych elfich przyjaciół, którzy pokażą jak z łatwością uporać się z bałaganem w pokoju, leniuchowaniem, czy też nadmiernym podjadaniem słodyczy przed obiadem. Pamiętasz, kiedy to Ty siedziałe(a)ś razem z rodzicami i wspólnie czytaliście bajki? Dzięki bajkom Elfi możesz stworzyć nową tradycję w Twoim domu – tradycję wspólnego spędzania czasu i rozmów w przyjemnej, domowej atmosferze. Elfy wyruszają w nieznane! Dołączcie do nich wraz z dzieckiem i odkrywajcie razem wspaniałe, baśniowe krainy pełne nieoczekiwanych gości! Zachęcamy gorąco do zapoznania się z opiniami naszych Klientów – jeśli nadal nie jesteś zdecydowany(a), która z bajek byłaby najbardziej odpowiadająca potrzebom Twojego malucha, zerknij właśnie tam. Czekamy również na Twoją opinię i służymy pomocą w wyborze bajek. Zapraszamy! Na skraju ogromnej puszczy, w ubogiej chacie mieszkała para staruszków. Mieli oni trzech synów. Dwóch starszych było przez nich bardzo kochanych, bo byli rośli, silni i mądrzy. Najmłodszy z braci był zaś drobny, szczupły i chodził w łachmanach. Wszyscy pomiatali nim, wykorzystywali do najgorszych prac i śmiali się z niego. Pogardliwie wołano za nim: głuptak. Pewnego dnia do wioski przybył poseł i ogłosił, że władca krainy wydaje swoją córkę za mąż i zaprasza całe królestwo na obiad. Rękę księżniczki dostanie zaś ten kto zbuduje latający statek i przybędzie nim na ucztę. Starsi bracia przejęci możliwością zdobycia tytułów natychmiast postanowili udać się do puszczy, by zdobyć drewno i za jego pomocą zbudować latający statek. Młodzieńcy spakowali niezbędny sprzęt i prowiant, dostali błogosławieństwo od rodziców i ruszyli, by zdobyć swoje szczęście. Po całodziennej podróży przez las rozbili nocleg na niewielkiej polanie. Gdy rozpalili ognisko do ich obozu zbliżył się wychudły starzec w obdartym ubraniu. Starzec cichym głosem rzekł do braci: - Użyczcie mi synkowie ognia, fajkę chcę zapalić. Bracia na tą prośbę odgonili nędzarza od obozu mówiąc: - Nie mamy czasu na głupoty staruszku. Nie zawracaj nam głowy, musimy uradzić jak statek latający zbudować. Staruszek popatrzył na nich, pokiwał głową i odrzekł: - Koryto dla świń zbudujecie, a nie statek Po tych słowach rozpłynął się w powietrzu. Następnego ranka bracia zabrali się do pracy. Trudzili się niezmiernie, ale nijak statku nie mogli zbudować, nie mówiąc już o latającym statku. Naradzili się i postanowili, że skoro zaszczytów nie mogą zdobyć to pojadą przynajmniej do miasta, by poucztować do woli przy stołach monarchy. Wrócili do chaty rodziców, przygotowali dodatkowe zapasy na podróż i ruszyli w drogę. Głuptak patrzył na odchodzących braci i zaczął prosić rodziców, by puścili go wraz z nimi. Rodzice popatrzyli na chłopca i mówią mu, że wilki rozszarpią taką słabiznę w lesie. Ten jednak upiera się przy swoim. Staruszkowie widząc, że nie przekonają głuptaka przygotowali mu czerstwego chleba, butelkę wody i wyprowadzili na gościniec na skraju lasu. Idzie chłopak ścieżką i widzi starca, z długa siwą brodą i obdartym ubraniu. Z radością przywitał myśl, że będzie mógł z kimś porozmawiać po długiej samotnej wędrówce przez puszczę. - Bądź zdrów starcze. Dokąd wędrujesz? - rzekł z serdecznym uśmiechem. - A witaj chłopcze. Tułam się po świecie pomagam ludziom, a ludzie czasem pomagają mi. Ale usiądźmy może na chwilkę, pokrzepimy się może, co tam dobrego masz w torbie. - Niestety mam tylko kawałek czerstwego chleba i trochę wody - odpowiedział ze smutkiem młodzieniec. - Nie szkodzi, daj co masz. Gdy człowiek głodny to i czerstwy chleb może zjeść. Chłopak sięgnął do torby i nie wierzy własnym oczom. Zamiast ciemnego, twardego i czerstwego chleba wyciągnął duży, jasny, świeży i pachnący bochen chleba. Staruszek uśmiechnął się tylko pod nosem i zabrali się za jedzenie, rozmawiając o celach swojej podróży. Pojedli, popili, odpoczęli. Staruszek podziękował za poczęstunek i mile spędzony odpoczynek i na pożegnanie tak rzecze do głuptaka: - Mam dla Ciebie radę. Idź do lasu, znajdź największy dąb ze wszystkich, na którym gałęzie rosną krzyżując się ze sobą i uderz trzy razy w jego pień toporem. Sam zaś padnij na ziemie, zakryj oczy i czekaj, aż ktoś Cię wstaniesz latający statek będzie na ciebie czekał. Weź go i leć dokąd tylko zapragniesz. Pamiętaj jednak, że musisz ze sobą zabrać każdego, kogo spotkasz na swej drodze. Chłopak posłuchał staruszka i wyruszył w gąszcze puszczy. Znalazł dąb o którym mówił mężczyzna uderzył trzy razy toporem, padł na ziemię i po krótkim czasie usnął. Po jakimś czasie słyszy szept: - Wstawaj chłopcze. Szczęście ci dopisało! Otworzył oczy, skoczył na równe nogi, patrzy, a tam statek lśniący złotem, z wysokim masztem i żaglami napiętymi przez wiatr. Wskoczył do statku i woła: - Naprzód do zamku! Statek poderwał się z ziemi i leci wśród chmur. Leci młodzieniec w przestworzach, aż tu nagle widzi człowieka przykładającego ucho do ziemi i nasłuchującego czegoś. Przypomniał sobie słowa starca, ląduje w pobliżu napotkanego człowieka i pyta: - Czego tak nasłuchujesz dobry człowieku? - A słucham czy już goście u władcy się zebrali na ucztę weselną - odpowiedział nieznajomy. - Czyżbyś wybierał się tam w gościnę? - pyta chłopak. - Oczywiście! - To siadaj ze mną na statek. Podwiozę Cię! Lecą dalej i widzą człowieka skaczącego na jednej nodze. Lądują obok i mówią: - Witaj dobry człowieku. Dlaczego tak skaczesz na jednej nodze? - Gdybym użył drugiej nogi to świat bym obskoczył w mgnieniu oka, a na ucztę do władcy jeszcze trochę za wcześnie - odpowiedział nieznajomy. - Siadaj z nami, bo i my tam lecimy. Wsiadł na pokład i wznieśli się w niebo. Lecą dalej i widzą starca mierzącego łukiem w niebo. Lądują obok i mówią: - Witaj starcze. Do czego mierzysz skoro, żadnej zwierzyny dokoła nie ma? - Jak to nie ma? Tam w oddali, 100 mil stąd w lesie siedzi orzeł na czubku drzewa. Załoga statku popatrzyła po sobie zdziwiona i zaproponowali zabranie strzelca na ucztę do zamku. Chwilę później lecieli statkiem z nowym towarzyszem. Lecą dalej i widzą smutnego starca dźwigającego na plecach wielki, pękaty worek pełen chleba. Lądują obok i mówią: - Witaj dobry człowieku. Dokąd zmierzasz i co cię tak smuci? - A chleba szukam bo głodnym, a podobno władca wielką ucztę wyprawia - odpowiada mężczyzna. - Cały worek chleba dźwigasz i na głód narzekasz? - Chłopcze to co niosę na jeden kęs nawet nie wystarczy - rzecze starzec. - To siadaj do nas bo i my na tą ucztę lecimy. I ruszyli w dalszą drogę. Lecą dalej i widzą starca smutno spoglądającego w stronę jeziora. Lądują obok i mówią: - Witaj dobry człowieku. Dokąd zmierzasz i skąd ta smętna mina? - A wody szukam, bo spragniony jestem. Myślę coby na ucztę do władcy się udać, a tam trunków pewnie mi nie zabraknie - odpowiada mężczyzna. - Jak możesz być spragniony skoro nad jeziorem stoisz? - pyta młodzieniec. - Chłopcze to jeziorko na jeden łyk nawet nie wystarczy - rzecze starzec. - To siadaj do nas, bo i my ucztę do władcy lecimy. Starzec wdrapał się na statek i ruszyli dalej. Lecą dalej i widzą jak idzie starzec i dźwiga worek ze słomą na plecach. Lądują obok i mówią: - Witaj dziadku. Czyżby słomy we wsi zabrakło? - Gdzieżby, ale to niezwyczajna słoma - odpowiada starzec. - A co w niej takiego niezwykłego? - A to, że jak rozrzucić ją na ziemi to nawet w największe upały mróz siarczysty nadchodzi. Załoga statku zamruczała z podziwu, a głuptak pyta: - A nie masz ochoty dziadku z nami na ucztę do zamku się wybrać? - Chętnie skorzystam z zaproszenia, jeżeli mnie zabierzecie - odpowiedział starzec. I ruszyli w dalszą drogę. Na ucztę do zamku dotarli w samą porę. Gości wszędzie było pełno, a na stołach bogactwo ogromne. Były pieczone mięsa, kiełbasy, mnóstwo chleba, a do tego nieprzebrane ilości beczek z piwem i winem. Uradowała się załoga latającego statku widząc to wszystko. Wylądowali okrętem pod samymi oknami zamku, wysiedli i podeszli do stołów. Wszystko to obserwował władca. Przyjrzał się chłopcu i myśli: - Jak mam swą córkę za takiego prostaka wydać?! Usiadł na swym tronie, czeka aż głuptak przyjdzie o rękę księżniczki prosić i myśli jak tu się pozbyć niepożądanego gościa. W końcu wezwał sługę i posłał go do młodzieńca z wiadomością: - Idź powiedz temu prostakowi jak już zasiądzie do jedzenia, że nie dostanie księżniczki, jeżeli wody żywej nie przyniesie dopóki goście od obiadu wstaną. Jeżeli mu się nie uda, zapłaci za to głową. Gdy władca wypowiadał te słowa chłopak już o wszystkim wiedział, bo jego towarzysz, ten o doskonałym słuchu już mu rozkaz króla przekazał. Siedzi ten i rozpacza, bo jak tu zdążyć? Nawet statkiem latającym nie zdąży tak szybko wody żywej zdobyć. Z pomocą przyszedł mu jednak starzec skaczący na jednej nodze. Postawił drugą stopę na ziemi i w jednej chwili był przy źródle żywej wody. Nabrał jej do bukłaku i już miał wracać, gdy poczuł wielkie zmęczenie i położył się na chwilę, by odpocząć. Głuptak czeka na przyjaciela, który miał mu przynieść, żywą wodę i coraz bardziej się denerwuje, bo już drugie danie przynoszą. Prosi, by towarzysz o doskonałym słuchu sprawdził co się dzieje. A ten odpowiada: - Nic się nie martw. Nic mu nie jest. Nasz przyjaciel przysnął zwyczajnie pod krzakiem. Długo się zastanawiali jak tu obudzić skoczka, aż strzelec w końcu zaproponował, że wypuści strzałę, która zrobi hałas i obudzi śpiącego starca. Tak też zrobili i chwilę później skoczek był przy nich z wodą żywą. Uradowany chłopak przed końcem obiadu zaniósł pod tron bukłak z wodą. Władca zdziwił się, dalej myśli jak pozbyć się prostaczka i mówi: - Córkę swą będę mógł oddać tylko wtedy, gdy za jednym zamachem zjesz ze swymi towarzyszami dwanaście par wołów i tyle chleba, ile zmieści się w dwunastu piecach. Jeżeli Ci się nie uda, zapłacisz za to głową. Gdy opowiedział o tym towarzyszom odezwał się obżartuch: - Nic się nie martw. Raz, dwa poradzę sobie z taką ilością jedzenia. Gdy skończył jeść, pochwalił szefa kuchni i z żalem stwierdził, że drugie tyle z chęcią by przekąsił. Rozgniewany władca wymyślił już jednak kolejne zadanie. Towarzysze mieli wypić dwanaście beczek piwa i dwanaście beczek wina. Uradowany opij szepnął tylko do chłopaka, że taka ilość trunków to pestka. Gdy wypił już wszystko stwierdził, że marna to gościna w zamku, bo drugie tyle trunków co najmniej by wypił. Widzi władca, że głuptak ze wszystkimi zadaniami sobie radzi więc kolejny podstęp wymyśla. Mówi do chłopca: - Przed ślubem wymyć się porządnie musisz. Sługom zaś w łaźniach tak rozkazuje napalić, żeby zbliżyć się do nich nie dało, nie mówiąc już o kąpieli. Głuptak z towarzyszami i na to znaleźli radę. Poszli do łaźni z magiczną słomą, rozrzucili ją na ziemi, usiedli na piecu i trzęsą się z zimna. Po jakimś czasie władca przyszedł do łaźni licząc, że już po chłopaku. Ogromnie się zdziwił widząc go trzęsącego się z zimna i narzekającego na chłód panujący w zamkowych łazienkach. To ostatecznie rozwścieczyło monarchę. Ogłosił kolejne zadanie. Ponieważ od dawna miał spór z królem sąsiedniego kraju ogłosił, iż tamten wypowiedział mu wojnę i córkę odda temu, kto okaże się najdzielniejszym z rycerzy. Wielu ze zgromadzonych pod zamkiem śmiałków ruszyło do boju. Ruszyli również dwaj starsi bracia głuptaka. Chłopak również ruszył na wojnę. Wybłagał u zamkowego koniuszego dychawiczną chabetę i jedzie na niej drogą. Nagle na jego drodze pojawia się starzec, z którym na początku swoich przygód zjadł miły posiłek na leśnej ścieżce. Starzec uśmiecha się i mówi: - Witaj ponownie młodzieńcze. Widzę, że wybierasz się na wojnę. Mam dla ciebie radę. Jadąc tym lasem napotkasz przy ścieżce po prawej stronie wielką, rozłożystą lipę. Podjedź do niej i powiedz "Lipo, lipo otwórz się". W drzewie powinna pojawić się wtedy dziupla, z której wybiegnie rumak z przytroczoną do siodła zbroją i wypchaną torbą. Przywdziej zbroję, dosiądź rumaka, a gdy będziesz potrzebował pomocy w bitwie otwórz torbę i zawołaj "Wychodźcie z torby". Chłopak zrobił dokładnie tak, jak poradził mu starzec. A gdy doszło do bitwy i wypowiedział zaklęcie, z torby wyskoczyła armia rycerzy, którzy stanęli do walki po jego stronie. Niestety, głuptak w walce odniósł również poważną ranę, jednak jego odwaga na polu bitwy tak rzucała się w oczy, że opatrywaniem jej zajęła się sama księżniczka. Użyła do tego swojej haftowanej chustki. Po zwycięskiej bitwie wszyscy wrócili do zamku, a władca rozkazał odnaleźć mężnego młodzieńca. Nie wiedział jednak, że jest nim właśnie głuptak, gdyż w czasie bitwy miał piękną zbroję, wspaniałego rumaka i potężną armię. Chłopak zaś wracając znów przystanął przy lipie i zostawił tam skarby otrzymane od starca przesiadając się na starą chabetę i przywdziewając stare łachmany. Dołączył też do swych starszych braci wracających z wojny. Władca zaś rozkazał szukać dzielnego rycerza, którego rana przewiązana jest chusteczką księżniczki. Po długich poszukiwaniach sługi trafiły również do braci i natychmiast chcieli zabrać głuptaka przed oblicze monarchy. Ten jednak powiedział, iż musi najpierw do łaźni pójść, bo nie chce iść przed tron jak oberwaniec. Po tych słowach pobiegł do lipy i ponownie wymówił zaklęcie. Przywdział zbroję, dosiadł swego rumaka i ruszył do przemiana spowodowała, że księżniczka nie mogła oderwać oczu od młodzieńca, a władca przyjął go z wielkimi honorami i rozkazał rozpocząć przygotowania do wesela. Witajcie kochani. Macie ochotę na nową opowieść, prosto z krainy elfów? Tak? To wskakujcie pod kołdry, poproście mamę albo tatę o kubek gorącej herbaty i będzie historia Elfa wydarzyło się pewnego lata, kiedy to wioskę elfów zaczął nawiedzać... pewien niemile widziany gość. Olbrzym Wyrwigruszka. Duży jak drzewo, groźny jak wichura i głupiutki jak bucior z mojej lewej nogi. Czym sobie zasłużył na taką złą sławę? Ach. Tym, że za każdym razem, gdy składał elfom te swoje wizyty, łamał drzewa, zrywał dachy i deptał trawniki. A hałasował przy tym jak zepsuty ciągnik. A kiedy, nie daj Boże, działo się to w porze obiadu, to... potrafił chwycić wielki kocioł pomidorowej, tak jak się chwyta naparstek i siup. Jednym haustem wypijał całą zupę, pozostawiając wszystkich z pustymi brzuchami aż do kolacji. Po jednym z takich wybryków, elfy uznały, że miarka się przebrała i zwołały naradę.– Kochani, proszę o ciszę! - rozpoczął elf Mądrutek. - Wyrwigruszka był u nas już drugi raz w tym miesiącu...– Oj! - jęknęło coś w tłumie.– …. a szkody jakie robi – ciągnął Mądrutek - musimy naprawiać kilka dni! Przepędźmy go raz na zawsze!– Tylko jak, skoro Wyrwigruszka...– Oj! - ponownie coś jęknęło.– Yyy… skoro Wyrwigruszka jest większy niż my wszyscy razem wzięci? - rzekł elf Ziółko, rozglądając się, co to za tajemnicze "oj!" przerwało mu w pół zdania.– Musimy wymyślić jakiś podstęp – powiedział Mądrutek – Siłą nie pokonamy Wyrwy...- Oj! - Wyrwi... - Oj!- Wyrwi..- Oj! - Co to ma znaczyć? Wyrwigruszki!- Oj... Nie, nie. Proszę! - odezwał się znów pojękujący głosik. A był to nikt inny jak elf Trzęsiportek. Najmniejszy i najbardziej lękliwy z całej załogi – Proszę, nie mówcie „Wyrwi...” Oj. Na sam dźwięk tego imienia serce zamiera mi ze strachu!- Trzęsiportku – odburknął Mądrutek - jak możemy rozmawiać o sposobach na pozbycie się tego… no... wyrośniętego nicponia, nie wspominając o nim? Z resztą, "Wyrwigruszka" to dosyć zabawne imię, przyznaj! Tego było już za wiele. Trzęsiportek zestrachany po uszy, wybiegł z narady i pognał ile sił w nogach. Przed siebie, na oślep, byle dalej...– Żeby było już po wszystkim. Żeby było już po wszystkim - powtarzał sobie w myślach. Biegł tak dobrych kilka minut mijając zagajniki, polany, wąwozy, strumienie, zdziwione wiewiórki i sarny, aż nagle... potknął się o korzeń i z krzykiem poturlał w dół zbocza. Wstał, otrzepał się z igliwia... Znał las niemal na pamięć, ale nie potrafił rozpoznać miejsca, w którym się znalazł. Jego oczom ukazała się dziwna jaskinia.. z której coś złowieszczo pomrukiwało. - Żeby było już po wszystkim, żeby było już po wszystkim - mówił do siebie Trzęsiportek, ale było dla niego jasne, że wpakował się w jakieś tarapaty. Mruczenie z jaskini stawało się coraz głośniejsze i głośniejsze, a Trzęsiportek trząsł już nie tylko portkami, ale też kapelusikiem i dziurawą skarpetką. I gdy wreszcie z ciemności wyjrzał krzywy nochal... Wyrwigruszki, elf... Zemdlał. - Kogo ja tu widzę? - mruknął olbrzym, po czym wygramolił się z jaskini. - Och, akurat śniłem o podwieczorku. Myślę, że odpowiednio posolony elf będzie równie smaczny co fasolka po bretońsku - rzekł, a następnie uniósł nieprzytomnego elfa i rozdziawił paszczę. Na szczęście dla Trzęsiportka, olbrzym nie dbał zbyt o uzębienie i zabójczy zapach z ust otrzeźwił elfa w ostatnim momencie. - Nie!!!! - krzyknął ledwie przebudzony Trzęsiportek. - Nieee!!! Łami... Łami... - jak ci tam było? - Łamiśliwko!!!Hihi. Oj, nie śmiejmy się z Trzęsiportka, każdemu mogło się pomylić. Zwłaszcza w sytuacji ogromnego stresu. Wyrwigruszka, Łamiśliwka... Dla mnie to ten olbrzym mógłby się nazywać nawet i Maciuś. Tak czy owak, historia potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby elf nie przekręcił imienia olbrzyma. Jak to możliwe? Posłuchajcie sami. Olbrzym zatrzymał się i zamiast połknąć Trzęsiportka, postawił go na swojej dłoni. - Łamiśliwko? Kim jest Łamiśliwka?Elfowi szczęki tak drżały że strachu, że ledwie mógł z siebie wydusić słowo. - Yyy... - zaczął niepewnie. I nagle, w ułamku sekundy doszło do niego, że to przejęzyczenie może uratować mu skórę. Zebrał się w garść i wymyślił naprędce taką odpowiedź: - Łami.. Łamiśliwka, drogi panie olbrzymie jest Nad-olbrzymem i... i... i... włada tym lasem. Dzi... Dzi... dziwne, że o nim nie Hm - zamyślił się Wyrwigruszka. - Nie słyszałem…- On… on… - ciągnął Trzęsiportek - Bardzo przyjaźni się z elfami i na pewno nie chciałby, żebyś mnie… Hm. Jakoś nie mogę ci uwierzyć w tę historyjkę. Za bardzo trzęsiesz portkami, wybija mnie to z rytmu. Możesz przestać?- Yyyy nie wiem, spróbuję… - odparł Trzęsiportek. - Najlepiej by było, gdybym wrócił do domu..- Nie ma mowy! - gruchnął Wyrwigruszka nieoczekiwanie i w całym lesie rozległo się dzwonienie zębów elfa. - Myślisz, że jestem głupi? Wymyśliłeś sobie tego Łamiśliwkę, żeby ujść z życiem, co?- Nie, nie, proszę pana – powiedział elf grzecznie. - Łamiśliwka istnieje. Mieszka nad Srebrnym Jeziorem, pod najtwardszym głazem świata, żywi się tym, co największe i pije wodę z Łagodnego Potoku.– Skoro tak uważasz, pokaż mi go, ale już – warknął Wyrwigruszka.– D...d..dobrze proszę pana, poszli. Oj dziwny był to widok. Najbardziej lękliwy ze wszystkich elfów i olbrzym, - wielki jak drzewo, groźny jak wichura... No i głupiutki jak bucior z mojej lewej nogi. Szli wiele godzin, mijając grzybną polanę, brzozowy zagajnik, borsucze ślady, lisie nory, aż wreszcie, pokonawszy las, wyszli na piękną piaszczystą plażę. Ani olbrzyma, ani głazu. Tylko Srebrne Jezioro i piasek. No i dwie kaczki, ale akurat one nie mają w naszej opowieści zbyt ważnej Co to ma znaczyć, elfie? Gdzie ten Nad-olbrzym? Gdzie ten głaz? - spytał czerwony ze złości Wyrwigruszka.– Nie wiem, jeszcze wczoraj tu byli... - jęknął Trzęsiportek. - Och, spójrz olbrzymie! - krzyknął i podniósł garść piasku.– O... – zdziwił się Wyrwigruszka, który pierwszy raz w życiu widział piasek z bliska - Co to jest?– Nie wiem olbrzymie, ale przypatrz się dobrze. To wygląda jak drobne drobniutkie kamyczki.– Rzeczywiście. Skąd się to tutaj wzięło?– Chyba wiem... ale, ale boję się powiedzieć.– Nawet nie próbuj mnie zdenerwować – warknął olbrzym. - Mów, co tu się wydarzyło.– Widzisz olbrzymie... Jeszcze wczoraj stał tu najtwardszy głaz na świecie, ulubione miejsce Nad-olbrzyma. Dziś głaz zniknął, za to wszędzie widzę pełno drobniutkich kamyczków...– Chcesz powiedzieć, że ktoś rozgniótł najtwardszy głaz na świecie...– Tak, na miazgę. Na pył, który leży wokół nas.– Myślisz, że tym kimś był...– Panie olbrzymie, to na pewno Łamiśliwka. Tylko on byłby w stanie rozgnieść najtwardszy głaz na świecie. Taką ma siłę!– Hm. Co za dziwna historia... - powiedział do siebie Wyrwigruszka przesypując piasek przez wam teraz w tajemnicy, że każdy kto kiedykolwiek spacerował po elfickim lesie wie, że nad Srebrnym Jeziorem nigdy nie było żadnego głazu. Zawsze zaś była piękna piaszczysta plaża. Na szczęście Wyrwigruszka nie miał o tym pojęcia.– Naprawdę bardzo silny musi być Łamiśliwka… - dumał Wyrwigruszka dalej, przyglądając się drobinom piasku.– Wyrwigruszko, wracajmy lepiej do domu. Boję się, że Nad-olbrzym jest w bardzo złym nastroju, skoro rozgniótł swój ulubiony głaz...– Bzdura! - wybuchł olbrzyn, aż woda w jeziorze zadrżała. - Póki go nie zobaczę, nie uwierzę w ani jedno twoje słowo.– D....d....d....dobrze – wyjąkał zestrachany Trzęsiportek.– Mówiłeś, że Łamiśliwka żywi się tym co największe. Ja wiem co jest największe. To Góra Soli.– Góra Soli?– Tak. Jeśli tam nie spotkamy Nad-olbrzyma, a co więcej, jeśli Góra Soli nie będzie nawet nadgryziona, wówczas uznam, że ten cały Łamiśliwka to bujda na resorach.– D...d...d...dobrze - wydukał Trzęsiportek. Cóż miał robić. Ruszyli przed siebie: zestrachany Elf i... równie przestraszony tak, i szli, i szli. A że Góra Soli znajdowała się na samym, samiuśkim, samiusieńkim skraju lasu szli jeszcze trochę, i jeszcze, i jeszcze. Mijali wydmy, jeziora, niedźwiedzie gawry i ptasie gniazda. Gdy byli w połowie drogi zapadł zmierzch. A gdy doszli do Góru Soli... zastała ich Soli, jak pewnie się domyślacie, jak stała tak stała. Bez żadnego uszczerbku. Bez śladów nadgryzień. I nigdzie wokół niej, jak pewnie się domyślacie, nie było co powiesz na to, ty ty ty garbaty korniszonku? - spytał złośliwie Wyrwigruszka. - Twój olbrzym to wymyślona naprędce bujda, hm?Trzęsiportkowi wydawało się, że to koniec jego przygody. Już zaczął żegnać się w myślach ze swoją wioską, przyjaciółmi, pracą, ulubionym kwiatkiem doniczkowym... Wtem zaświtała mu głowie nowa myśl:– Ech olbrzymie. Wielki jesteś jak dwa dęby i jak pół Góry Soli, ale oleju w głowie, to chyba nie masz zbyt wiele. Mówiłem, że Łamiśliwka żywi się tym co największe, a ty mi pokazujesz małą górkę?– Ejże, kolego, trochę grzeczniej – przerwał mu olbrzym.– Wyrwigruszko, spójrz na niebo, tam jest coś największego, co tylko można tu dostrzec. - to mówiąc, elf zadarł głowę do góry. A tam rozgwieżdżone niebo i księżyc... chudy jak rogalik.– O mamusiu – przestraszył się olbrzym. - Czy ty mówisz o księżycu?– Tak, Wyrwygruszko. Łamiśliwka żywi się księżycem.– Nie może być – Wyrwigruszka przetarł oczy - Jeszcze kilka dni temu, ten księżyc był okrągły jak bułeczka z rodzynkami, a teraz…– Sam widzisz. Porządnie go nadgryzł, ten nasz Łamiśliwka. Ja na jego miejscu to bym po takim kęsie wypił morze wody... Wyrwigruszko,wracajmy już do domu…– Nie! - warknął olbrzym tak, że Góra Soli zadrżała w posadach, a trzęsące się portki spadły elfowi do kolan. - Jeszcze nie uwierzyłem, że historia o Łamiśliwce jest prawdziwa. Mówisz, że po takim księżycowym kęsie wypiłbyś morze? Zatem prowadź do miejsca, w którym Łamiśliwka zwykle pije. Tam na pewno go spotkamy.– D...d...d...dobrze. - odparł posłusznie Trzęsiportek naciągając portki. - Ch..ch.. Chodźmy zatem do Łagodnego szli. I szli ,i szli, i szli. A, że to było na drugim krańcu lasu szli jeszcze trochę i jeszcze. Mijali tamy na rzekach, przeczyste źródełka, kwitnące leśne kwiaty... Aż wreszcie, tuż przy Łagodnym Potoku Trzęsiportek skręcił... nie w lewo tylko w prawo, nie przez polanę tylko pomiędzy brzozami, nie przez modrzewiowy las tylko przez bukową aleję i tak doprowadził olbrzyma zupełnie w inne miejsce. Do wodospadu. A tak się składało, że Wyrwigruszka nigdy przedtem nie widział wodospadu. Tak jak piasku. I chudego jak rogalik Jesteś pewien, że zbliżamy się do Łagodnego Potoku? - spytał z niepokojem Wyrwigruszka, słysząc hałas szumiącej wody. A gdy wreszcie, po kilkunastu krokach, olbrzym ujrzał na własne oczy spienioną wodę spadającą z wściekłością i rozpryskującą się o ostre kamienie, cały O nie! - zawołał elf. - Spójrz olbrzymie!- Patrzę! Przecież patrzę! – jęknął Wyrwigruszka, przestraszony nie na żarty.– Jeszcze wczoraj płynął tu Łagodny Potok...– Co tu się zatem wydarzyło?– Ktoś musiał wyrwać potok z jego koryta, rozwalić kamienie i proszę... Łagodny Potok, taki piękny a tu... rozerwany na pół. Ojojoj.– Myślisz, że zrobił to Łamiśliwka...?– Och, tylko on potrafiłby zetrzeć na pył najtwardszy głaz świata, zjeść pół księżyca i wyrwać potok z jego koryta. Wyrwigruszko, nie chcę, abyśmy go spotkali. Musi być w bardzo złym humorze. Uciekajmy!Wyrwigruszka drżał na całym D...d...dobrze – zaczął - Chodźmy już do domu…– Olbrzymie... - wyszeptał Trzęsiportek przerażony.– Co takiego?– Widzisz ten cień który na nas pada? - Trzęsiportek wskazał na ziemię. - Obawiam się, że Nad-olbrzym właśnie spogląda na nas z góry.– Nie! - zapiszczał Wyrwigruszka ze strachu. I gdy rozległ się najokropniejszy grzmot burzowej chmury, Wyrwigruszka, przekonany, że to głos Nad-olbrzyma, skulił się jak mały jeż i wziął nogi za pas krzycząc „Łamiśliwka! Goni mnie Łamiśliwka!”. A gnając tak pomiędzy drzewami, nie zauważył ani wiewiórek, ani zajączków ani elfów, które pukały się w z burzowej chmury, która tak wystraszyła Wyrwigruszkę, spadł ożywczy deszcz. Trzęsiportek przemoczony do suchej nitki wracał do wioski wolnym krokiem. Był szczęśliwy, że pokonał swój strach i, że udało mu się nabić w butelkę wielkiego jak dąb, groźnego jak wichura i głupiutkiego jak bucior z mojej lewej nogi olbrzyma.– Wiwat Trzęsiportek! Najdzielniejszy z elfów! - tak witano go w wiosce. Aż sam Mądrutek kręcił z niedowierzaniem głową, że taki drobny i płochliwy elfik potrafił rozprawić się z Wyrwi... oj …. Wyrwi…. oj... Wyrwi… oj... z Wyrwigruszką. Koniec!Koniec Piotr Walczak Było sobie niegdyś morze, takie wielkie, że aż strach,pływać po nim zechciał statek zbudowany cały z blach. I wypłynął z portu okręt, śrubą kręcąc niczym młyna z komina w górę leciał siwiuteńki, nikły dym. Wtem zasnuły ciemne chmury całe niebo po horyzont,wicher zadął, sztorm uderzył, statek zaraz czekał remont. Bo co prawda po tym sztormie, wciąż na fali się utrzymał,lecz bez śruby i komina to na próżno silnik wzdymał. Wrócił więc do portu biedak, nie o własnych siłach lecz?holowany przez holownik, co nazywał się Pan Biecz.

bajka o statku do czytania