🎇 Witaj W Klubie Lech Poznań

Witaj w klubie: Miedź Legnica - opis, recenzje, zdjęcia, zwiastuny i terminy emisji w TV. Seria poświęcona Ekstraklasie. Przybliży widzom zawód piłkarza, pozwoli na spotkania z ludźmi związanymi z rozgrywkami, a także pokaże klubowe zakamarki. Gospodarzem będzie Krzysztof Marciniak. W styczniu 1957 roku klub ponownie zmienił nazwę, tym razem na Klub Sportowy Lech Poznań, a w grudniu na Kolejowy Klub Sportowy Lech Poznań, która utrzymała się przez całą historię drużyny. Ten sam rok okazał się jednym z najgorszych dla klubu, bowiem zajął on ostatnie miejsce i został zdegradowany do II ligi. ️ - Na pewno ze względu na staż w klubie czuję się odpowiedzialny za Lecha. Jestem wśród tych, którzy są tutaj najdłużej. Wiem jak było i wiem, do czego Kajetan Szmyt podpisał nowy kontrakt z Wartą Poznań. Umowa utalentowanego pomocnika została przedłużona do końca sezonu 2024/2025. Jak donosi "Interia", piłkarzem poważnie interesowały się Lech oraz Legia. 20-latek w tym sezonie odgrywa coraz istotniejszą rolę w zespole "Zielonych". Podczas 21 oficjalnych występów w obecnych rozgrywkach zaliczył m Season 2: Karol Kikut - Lech Poznań [Witaj w klubie] - Moim dzisiejszym gościem jest Karol Kikut, który w duecie z Antoninem Čepekiem odpowiada za przygotowanie fizyczne aktualnego mistrza Polski - Lecha PoznańW tym odcinku m.in:- jak pokonać kryzysowe momenty w zawodzie trenera- dlaczego polskie zespoły mają problem z łączeniem gry w europejskich pucharach- jak Lech Poznań Check out this great listen on Audible.com. Moim dzisiejszym gościem jest Karol Kikut, który w duecie z Antoninem Čepekiem odpowiada za przygotowanie fizyczne aktualnego mistrza Polski - Lecha PoznańW tym odcinku m.in:- jak pokonać kryzysowe momenty w zawodzie trenera- dlaczego polskie zesp Piłka nożna: PKO BP Ekstraklasa - mecz: Lech Poznań - Widzew Łód Witaj w klubie Odc. 18. 5 min magazyn sportowy Polska 2022-2023. piątek, 3 listopada 07:15. Jan Kacper Bednarek ⓘ Jan Kacper Bednarek (ur. 12 kwietnia 1996 w Słupcy) – polski piłkarz, występujący na pozycji obrońcy w angielskim klubie Southampton oraz w reprezentacji Polski. Uczestnik Mistrzostw Świata 2018 i 2022 oraz Mistrzostw Europy 2020 . W roli trenera przygotowania motorycznego pracował w olsztyńskim Stomilu, a także w Pogoni Siedlce. W swoim życiorysie ma również prace w klubach niższego szczebla. W czerwcu 2020 roku dołączył do sztabu szkoleniowego ekstraklasowej Warty Poznan w której odpowiedzialny za przygotowanie motoryczne jest do dnia dzisiejszego. RxVhfyQ. W ostatnich kilkunastu miesiącach mówiło się więcej o sytuacji ekonomicznej FC Barcelony, niż o jej wynikach, co już daje do myślenia. Zapaść finansowa sprawiła, że Duma Katalonii stała się obiektem drwin i uszczypliwości. Później już nawet bardziej politowania, bo są jakieś granice i trzeba w tym wszystkim zachować resztki empatii. W końcu można nie przepadać za jakimś zespołem, ale jakkolwiek spojrzeć, FC Barcelona jest elementem dziedzictwa europejskiego futbolu. Legendarnym klubem, a zarazem globalną marką, która bezpośrednio kojarzy się z piłką. Ktoś może nawet nie mieć pojęcia o futbolu, ale nazwa FC Barcelona jest mu doskonale na Camp Nou nie wzięła się z powietrza. Jest wynikiem nieudolności i wyzbycia się niezwykle ważnej cechy – zapobiegliwości. Jose Maria Bartomeu i jego poplecznicy nie zważali na potencjalne kryzysy, czy też tak zwane czarne łabędzie (choć zdaniem autora tego pojęcia – pandemię można przewidzieć), które mogą się przecież pojawić. Krótkowzroczność i myślenie życzeniowe sprowadziły na kataloński klub plagę nieszczęść, czego symbolem było odejście Leo po zmianie warty na najważniejszych stanowiskach, uporządkowano wiele kwestii, ale wciąż nie jest idealnie. Teraz Barcelona, a właściwie Joan Laporta i jego ludzie, podejmują się agresywnej misji przywrócenia klubowi dawnego blasku. Od lipca są bardzo aktywni na rynku transferowym, co wzbudza wątpliwości i wiarygodność tych działań jest wciąż osób może dziwić się skąd, nagle klub, który jest tak potężnie zadłużony, ma pieniądze na sprowadzenie Lewandowskiego, Kessiego, Christensena, Raphinhi i kilku innych piłkarzy, z którymi już prowadzone są negocjacje. Postaramy się omówić tę kwestię i krok po kroku wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi, a sprawa nie jest prosta, bo FC Barcelona posiada ogromne zadłużenie, które normalnemu człowiekowi ciężko sobie Barcelona i jej sytuacja ekonomicznaSpis treści FC Barcelona i jej sytuacja ekonomiczna Efekt domina Gigantyczne zadłużenie calkowite Limity płacowe. O co w tym wszystkim chodzi? Spotify. Połowiczny sukces na otarcie łez Przebudowa infrastruktury, która jest problematyczna Dźwignia ma przywrócić blask Transfery mają napędzić koniunkturęEfekt dominaZanim wybuchła pandemia, FC Barcelona była klubem, który notował najwyższe przychody. Mówiło się o tym, że katalońska ekipa może jako pierwsza przekroczyć magiczną barierę 1 miliarda przychodów. Być może właśnie to uśpiło czujność najważniejszych osób, które wówczas pracowały w klubie i tylko przyspieszyło proces gradacji, gdy sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Przecież przychody to nie wszystko. Choć może ci ludzie byli tak niekompetentni, że nie zdawali sobie z tego sprawy?Jak już mowa o przychodach, to warto wspomnieć też o zyskach. W latach 2012-2019 FC Barcelona kończyła rok kalendarzowy na plusie. Co prawda, w 2019 już tylko nieznacznym (cztery miliony przed opodatkowaniem), ale zawsze. Następny rok wiązał się ze stratami na poziomie 133 milionów euro, kolejny z aż 555 milionami na minusie. I właśnie dotarliśmy do momentu więcej, to była najwyższa strata, jaką odnotował kiedykolwiek klub piłkarski, więc na każdym robiło to wrażenie. Jasne, wiele innych klubów musiało zmierzyć się z rokiem na minusie, ale FC Barcelona przebiła wszystkich i wzniosła tę kwestię na nowy poziom. Na początku lutego bieżącego roku wiceprezydent FC Barcelony, Eduard Romero, wyjął teczkę i zaczął wyliczać, że tylko 135 milionów euro z tych strat to efekt pandemii, a reszta wynikała z niegospodarności poprzedników. I dużo ma w tym racji, bo w parze ze spadkami przychodów podążały spadki kosztów. Nie da się ukryć, że pandemia odcisnęła swoje piętno, ale był to raczej papierek lakmusowy, który zweryfikował poprzednie rządy i katalizator katastrofy również zauważyć, że rekordowa strata FC Barcelony, 555 mln euro, wynikała w dużej mierzej z jednorazowych płatności w wysokości 271 mln euro (według raportu Due Diligence: w tym 161 mln euro utraty wartości graczy, 26 mln euro utraty innych wartości i 84 mln euro rezerw – pozwy sądowe, sprawy podatkowe), które nie będą się powtarzać. To, że mowa o jednorazowych płatnościach może nieco poprawić nastawienie w tej tragicznej sytuacji, ale to mniej więcej takie pocieszenie jak radość z bycia dźgniętym widelcem, a nie nożem. Wciąż boli, ale mogło FC Barcelony w 2021 była więcej niż zła ze względu na wysokie zobowiązania krótkoterminowe (do 12 miesięcy). I tu wjeżdża Laporta z dobrym pomysłem i planem naprawczym. Dzięki zaciągnięciu 10-letniej pożyczki na bardzo korzystnych warunkach (oprocentowanie na poziomie 1,98%) udało się odwołać pogrzeb, ale pacjent nadal wymaga odpowiedniej opieki. Najbardziej uciążliwe długi zostały rozłożone na raty, nie dają tak bardzo po kieszeni, ale nadal stanowią hamulec i nie można o nich zadłużenie calkowiteI w ten sposób płynnie przechodzimy do tematu zadłużenia całkowitego Dumy Katalonii, które w ostatnich pięciu latach wzrosło trzykrotnie. Osiągnęło rekordowe — w skali klubu — 1,2 miliarda euro. Co ciekawe, są kluby, które mają nawet większe, ale chodzi też o strukturę danej organizacji. Od tego czy dominuje w niej zadłużenie krótko- czy długoterminowe. Pierwsze są gorsze, bo działają gwałtowniej i negatywnie wpływają na przypadku Barcelony trzykrotny wzrost zadłużenia odbił się również na wartości odsetek, które klub musi spłacać. Przeskok z jednego miliona do 41 milionów stanowi spory problem. Żadna, absolutnie żadna drużyna europejska nie płaci ich więcej, co jeszcze podkreśla skalę problemu, ale klub ten sam sobie piwa niekorzystnej sytuacji jest wiele. Joan Laporta na początku swojej prezesury wymienił między innymi: przepłacanie pośrednikom, przeniesienie większości kosztów na końcówki kontaktów, zawieranie krótkich umów z młodymi piłkarzami i długich kontraktów z wiekowymi. Ciężko się z nim nie zgodzić i warto dodać, że za zadłużenie w dużej mierze odpowiadała rozrzutność na rynku transferowym. W latach 2017-2021 tylko Juventus wydał więcej na swoich zawodników. W przypadku Barcelony często przymykano na to oko, bo mimo wszystko potrafiła jako tako wypychać piłkarzy poza klub i środki pozyskane z wyprzedaży łagodziły stany gdy w 2021 osiągnięto z tego tytułu zysk na poziomie 4 milionów euro, księgowej mogło zrobić się ciepło, bo to aż o 64 miliony mniej w porównaniu do roku wcześniejszego. Niektórzy uważają, że poniekąd Barcelonie brakowało właściciela, który pompowałby wiele milionów w klub i wówczas sytuacja byłaby lepsza, ale z drugiej strony, niewydolny system jest w stanie przepalić każdą kwotę. Wystarczy spojrzeć na niektóre nasze rodzime instytucje zasilane z budżetu państwa, którym wiele osób zarzuca się o trzech rodzajach kłamstw. Kłamstwo, wielkie kłamstwo i statystyka. A jak statystyka to i księgowość, w tym ta kreatywna. W świecie futbolu jest kilka sztuczek, by szastać pieniędzmi, w celu pozyskania piłkarzy. Popularnym sposobem klubów na unikanie problemów z płynnością jest rozkładanie płatności za transfery na kilka transz. I Barcelona również korzystała z tego typu rozwiązań, ale transfery to nie wszystko. Nie należy zapominać o magicznych limitach płacowych, które dały Barcelonie mocny płacowe. O co w tym wszystkim chodzi?Jeszcze dwa lata temu Duma Katalonii miała budżet płacowy wyższy od Realu Madryt (671 milionów euro), ale to już przeszłość. W marcu LaLiga opublikowała alarmujący budżet płacowy Barcy, który został zredukowany z 98 milionów na -144 miliony euro. Tak więc sytuacja była więcej niż groteskowa, ale stanowi dla nas punkt dotyczące limitów płacowych zostały spisane na ponad dwustu stronach, więc jak łatwo się domyślić, można się w tym pogubić, ale też znaleźć pewne luki. W gruncie rzeczy już sama nazwa limit na pensje jest dość szerokim pojęciem, bo nie chodzi tylko o wynagrodzenia piłkarzy i sztabu. Wlicza się do niego również amortyzację, odszkodowania z tytułu rozwiązania umowy, dodatkowe uposażenie, prowizje dla rodziców i tego dużo i sprowadza się to do tego, że należy tam wpisać mnóstwo danych, często takich, na które szary człowiek nie zwróciłby nawet uwagi. I nie ma zmiłuj, nawet jeśli piłkarz jest niezarejestrowany. Jeżeli ma ważny kontrakt, to też należy go uwzględnić, tak po prostu jest i nie ma pola do obecnych przepisów limit płacowy oblicza się na zasadzie odjęcia od przychodu wydatków pozasportowych i spłatę klub go przekroczy, może wykorzystać w dużym uproszczeniu tylko 25% wszelkich oszczędności (lub zysków z transferów) na sprowadzanie nowych zawodników, a pozostałe 75% wykorzystać na zmniejszenie istniejących zobowiązań. Wspomniana zasada 1:4 w letnim oknie transferowym została w określonych przypadkach nieco złagodzona i zastąpiona regułą 1:3, co oznacza, że ​​klub może teraz wykorzystać 33% wszelkich oszczędności lub zysków transferowych na zakupach zawodników. Dochodzą do tego jeszcze „ulgi” związane z poniesieniem strat ze względu na pandemię, ale to już wyższa regulacje sprawiają, że jeżeli klub przekracza limit wydatków, jest zdany na łaskę zawodników. To oni mogą zgodzić się na obniżkę wynagrodzenia lub odejście, ale bez tego limit nie ulega zmianie. Tym bardziej nikogo nie powinno dziwić, że lista piłkarzy, których Barcelona chciałaby się pozbyć, jest naprawdę długa. Umtiti, Dest, Neto, Puig, Depay, Braithwaite i można tak jeszcze praktyce ciężko byłoby teraz Barcelonie zarobić na kimkolwiek większe pieniądze poza Frenkiem de Jongiem, dlatego temat jego odejścia jest tak grzany i mniej lub bardziej wypycha się go do Premier League. Teoretycznie Duma Katalonii mogłaby spieniężyć którąś z młodych gwiazd, ale sprzedaż Gaviego i Pedriego odpada ze względów wizerunkowych. Pozbycie się któregoś z tej dwójki stanowiłoby wręcz upokorzenie. I prędzej klub obędzie się bez Holendra, który nie do końca się sprawdził i momentami brakowało na niego pomysłu, niż reprezentantów Hiszpanii, co do których nie ma wątpliwości, że się torem idą inne działania. Co naturalne, FC Barcelona stosuje różnego rodzaju zagrywki, które pozwolą zakontraktować piłkarzy i zagłaskać kwestie księgowe. Rozkładanie wynagrodzenia o kolejne lata, podpisywanie kontraktów z niższym zarobkami w pierwszym roku i inne tego typu machinacje. Wszystko po to, by działać zgodnie z prawem, ale na jego Połowiczny sukces na otarcie łezKlub szuka pieniędzy, gdzie się da. Podpisanie umowy ze Spotify uznano sukces, ale czy na pewno? Z pewnością to coś nowego na rynku i dodatkowa ekspozycja, zwłaszcza na osoby młode bez względu na płeć, ale diabeł tkwi w szczegółach. W ramach tej umowy Barcelona otrzymuje 70 milionów euro za sezon za prawa do nazwy stadionu i znalezienie się znaku sponsora na koszulkach treningowych i Laporta nowe porozumienie skwitował w następujący sposób:– Nazwa Spotify będzie związana z naszym stadionem co najmniej przez następne 12 lat. Spotify przebija wartości finansowe jakiegokolwiek porozumienia, jakie Barça miała na swojej koszulce. To najlepszy kontrakt sponsorski na trykoty w całej historii umowy nie odnosiły się do nazwy stadiony i tu jest drobny szczegół, ale istotny. W ostatnich latach inny sponsor miał ekspozycję na trykotach meczowych i treningowych. Rakuten znajdował się na koszulkach meczowych, Beko na treningowych i łączna wartość tych kontraktów wynosiła kolejno 74 miliony euro w sezonie 2020/21 i 40 milionów w rozgrywkach 2021/22. Można powiedzieć, że teoretycznie Barcelona dostanie teraz więcej pieniędzy, ale różnica 30 milionów jest ceną za utratę suwerenności, bo jednak zmienia się nazwa stadionu. Kwestie interpretacji tego działania należy pozostawić już jednak nie da się ukryć, że Spotify Camp Nou brzmi nienaturalnie, ale co kto woli. Kiedyś na koszulkach Dumy Katalonii nie było sponsorów i w pierwszych latach po zmianie polityki klubu przeważały negatywnego komentarze. Jednak z czasem ludzie przywykli do tego, może i przyzwyczają się do zmiany nazwy infrastruktury, która jest problematycznaSocios już kilkukrotnie zatwierdzili projekt „Espai Barca” dotyczący przebudowy stadionu Camp Nou i zagospodarowania otaczających go terenów. Według najnowszych wyliczeń inwestycja będzie wymagała dodatkowej pożyczki w wysokości 1,5 miliarda euro. Teoretycznie wszystko miało być już gotowe kilka lat temu i wartość projektu miała być znacznie niższa, ale nie wszystko poszło zgodnie z drogą dziennik Ara miesiąc temu opublikował artykuł, w którym ujawnił kompromitujące szczegóły dotyczące pracy Josepa Marii Bartomeu w kwestii tego projektu. Szara eminencja ukrywała przed członkami zarządu realny koszt projektu, który w rzeczywistości był o 30% wyższy. A to tylko jeden ze zarząd poinformował zresztą kilka miesięcy temu, że wydał 125 milionów, czyli 25% początkowego budżetu, na wykonanie 5% prac na Estadi Johan Cruyff. Tak więc już teraz można zakładać, że temat będzie wracał, tym bardziej że po grudniowy głosowaniu Joan Laporta powiedział:– Socios, którzy opowiedzieli się za projektem, wyznaczyli nam kierunek na przyszłość. Naszym obowiązkiem jest rozpocząć pracę, by zyskać finansowanie Espai Barca. Będziemy działać efektywnie i jak najbardziej transparentnie. Pracujemy, by spełnić wspólne marzenie. Bierzemy na siebie ma przywrócić blaskW praktyce jest to działanie doraźne, nie tyle nawet kroplówka, ile podanie substancji, która daje nadzieję pacjentowi na powrót do zdrowia, ale wiąże się z dużym ryzykiem powstania powikłań. Kataloński klub otrzymał 207,5 miliona euro za to, że sprzedał 10% wartości praw telewizyjnych – bez Ligi Mistrzów – firmie Sixth Streeth na kolejnych 25 PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJLepiej ukazać to na przykładzie. Teraz Barcelona otrzyma 166 milionów euro z tytułu praw, więc 16,6 miliona euro powędruje do amerykańskiej firmy. Można pokusić się o prostą symulację, która stanowi duże uproszczenie i przemnożyć 16,6 miliona euro razy 25 lat, co da około 414 milionów, które Barcelona spłaci. Wiadomo, to tylko ujęcie nominalne, bez uwzględniania zmiany wartości pieniądza w czasie (inflacji), więc nie można tego traktować zerojedynkowo, ale chodzi o sam praktyka przypadła FC Barcelonie do gustu i chce sprzedać kolejnych 15% za 400 milionów euro. Później może też pojawić się kolejna dźwignia, ale na ten moment są to tylko co na początku czerwca mówił wiceprezydent klubu, Eduard Romeu:– Powiedzieliśmy „dość” CVC i Tebasowi. Ten pan jest współodpowiedzialny za sytuację, w której znalazła się FC Barcelona, odwrócił wzrok i działał przeciwko interesom klubu. Najłatwiej jest zaakceptować umowę. Zrobimy wszystko, co będzie trzeba, żeby skierować klub na dobrą drogę, jesteśmy w stanie pograć z Joan Laporta równie dosadnie wypowiadał się na temat CVC i otwartej wojny Javierem Tebasem:– Ta operacja była cukierkiem od prezesa La Ligi, który miał pozwolić nam na posiadanie marginesu w Fair Play, by móc zarejestrować Leo Messiego. Jednak do dzisiaj nie dostaliśmy dokumentu, który mielibyśmy podpisać, a Barcelona nie zdecyduje się na projekty, których szczegółów nie zna. Nie potrzebujemy kolejnego długu i powiedzieliśmy, że jeśli to nie są przychody bezpośrednie, to nas nie o to jest coraz większa, tym bardziej, że Laporta jest tym prezesem, za którego kadencji odszedł Messi, a Tebas próbował wyperswadować, że gdyby podpisał odpowiednie porozumienie, to Argentyńczyk nadal grałby na Camp Nou. Skoro pojawiło się odniesienie do CVC, wyjaśniamy, czym jest. A jest funduszem, który zaproponował, że w zamian za pożyczenie LaLidze 2,7 miliarda euro uzyska 10,95% udziału w holdingu z prawami komercyjnymi, na czele z tymi telewizyjnymi na kolejnych 50 lat. Każdy klub, który zgodziłby się na ten kontrakt, będzie mógł otrzymać oprocentowaną na 0% pożyczkę na 40 lat spłaty. Otrzymane od CVC środki kluby musiałyby przeznaczyć wedle sztywnych reguł: w 70% na infrastrukturę i rozwój klubowej marki; w 15% na drużynę, w tym transfery i rejestrację graczy; w 15% na spłatę długów. I te wszystkie warunki są kością niezgody. W praktyce Barcelona mogłaby otrzymać około 270 milionów euro, ale takie podano wstępne kalkulacje. Na Camp Nou nie byli zainteresowani taką wartością umowy i warunkami, stąd te słynne dźwignie, o których tyle się ile tak właściwie kataloński klub potrzebuje? Znów cytujemy Romeu:– Zawsze mówiłem, że najchętniej wziąłbym 700 milionów (za sprzedaż części praw telewizyjnych). To pozwoliłoby nam się zrelaksować. Musimy się wzmocnić i zmniejszyć wydatki na pensje. To niełatwe, ale mamy fachowców, którzy to znają się na rzeczy. Mamy zadłużenie w wysokości 1,35 miliarda euro, które też musimy zmniejszyć. Ja chciałbym, by wynosiło maksymalnie dwa razy wartość EBITDA (przychody – koszty operacyjne bez amortyzacji), tak jak jest w znaleźć też inne wypowiedzi, ale w zasadzie kwoty, których Barcelona ponoć potrzebuje, są w przedziale od 500 do 700 milionów euro. I dużo jest w tym prawdy, bo tak wynika z obliczeń wielu osób, które przyjrzały się sprawie nieco bliżej. Sam Laporta dodawał, że nawet 600 milionów nie sprawiłoby, że spełniliby Finansowe Fair mają napędzić koniunkturęWszyscy są świadomi, że choć trzeba się pozbyć kilku piłkarzy – zwłaszcza zbędnych – to i tak klub potrzebował wzmocnień, które już w dużej mierze otrzymał. Jest to trochę w kontrze do tego, czego niektórzy doświadczyli, bo nawet jeżeli uważamy, że klub przez lata przepłacał pensje piłkarzy, to i tak wizerunkowo źle to wygląda, gdy klub błaga o obniżenie kontraktów, a za moment wydaje fortunę na rynku transferowym. Jest to z pewnością balansowanie na krawędzi etyki i moralności, ale mówimy o dorosłych i wolnych się dziwić, że trener chce wzmocnień. Xavi naciskał na transfery nie dlatego, że ma taki kaprys tylko ze względu na fakt, że zależy mu na trofeach. Jego ambicja współgra z ambicjami klubu, bo dla Barcelony skuteczna gra w Lidze Mistrzów oznacza potężny zastrzyk gotówki. Przykładowo za dotarcie do półfinału Ligi Mistrzów w 2019 Barcelona zainkasowała łącznie 118 milionów euro z tytuł praw telewizyjnych. Za poprzedni sezon, gdy nie wyszła z grupy i doszła do 1/8 finału Ligi Europy, zaledwie 69 milionów. Jak widać, jest o co się nie zapominajmy, że Barcelona, choć w ostatnich latach zanotowała duży kryzys, wciąż ma przychody, o których wiele klubów może pomarzyć. Ba, ma duży potencjał do wzrostu w tej kwestii. Ekspozycja na wszystkie rynki, wzmocnienia, dobra gra, to wszystko może pomóc Dumie Katalonii w powrocie na właściwe tory. Teraz dużo mówi się o pieniądzach i ryzyku, ale sprytny plan Laporty może się każdemu podoba się takie gonienie własnego ogona, bo złożoność procesu, liczba ogniw, które mogą zawieść w tym łańcuchu, jest spora. W idealnym świecie Barcelona dostaje kolejne dźwignie, za nie bierze dobrych piłkarzy, wszyscy się sprawdzają, klub odnosi sukcesy i dzięki temu zarabia znów olbrzymie pieniądze. Z tym, że już jednego prezydenta Barcelony zgubiło życzeniowe myślenie i wiara, że nie dojdzie do nagłego tąpnięcia. Jeśli z jakiegoś powodu inwestycje okażą się niewypałem, to dźwignie zamiast zadziałać jak trampolina, będą jak hamulec ręczny. Kilkanaście procent przychodów z tytułu praw telewizyjnych będzie trafiało do innego podmiotu, ale na tym polega nadal będzie grzany temat Superligi z racji tego, że FC Barcelona w przypadku dołączenia do projektu miałaby otrzymywać 330 milionów euro premii powitalnej. Jeśli nawet klub nie będzie chciał rzeczywiście zagrać w tych rozgrywkach, to zawsze będzie to karta przetargowa, która powinna stawiać Barcę w lepszej pozycji negocjacyjnej w przypadku rozmów z władzami ligi hiszpańskiej i UEFĄ. A jak będzie w rzeczywistości czas pokaże, raczej nikt nie zakładał, że Barcelona momentalnie stanie się bankrutem, więc jesteśmy nauczeni, że nie ma pewnych rzeczy. Zwłaszcza przypadku Dumy Katalonii.***Artykuł był inspirowany informacjami i oparty o dane, które znajdziecie tutaj. WIĘCEJ O FC BARCELONIE:Pięć argumentów, dla których Lewandowski podjął właściwą decyzjęRaphinha. Gwiazda Leeds wyrusza na podbój ligi hiszpańskiejSuarez, Eto’o, Zlatan, Kluivert… Najsłynniejsi napastnicy Barcelony w XXI wiekuSamuel Umtiti. Gwarancja do bramy i się nie znamyFot. Niektóre polskie kluby maja obecnie zdecydowanie inny poziom organizacyjny i renomę od całej reszty. Siła ta przekłada się oczywiście na wyniki sportowe, ale także finansowe, co pozwala lepiej planować długofalowy rozwój. Dla większości klubów w Polsce, które nie mają środków ani bazy jak Lech Poznań, każdy rok walki o otrzymanie licencji pozwalającej na grę w Ekstraklasie, może zakończyć się fiaskiem. Niestety nie brakuje klubów z mniejszych miast lub z mniejszymi możliwościami organizacyjnymi, które mimo dużej frekwencji na stadionie, nie są w stanie zbudować klubu zdolnego chociażby do rywalizacji o miejsca dające prawo gry w kwalifikacjach do pucharów europejskich. Dla zespołów jak Lech Poznań nie zakwalifikowanie się do pucharów w jakimkolwiek sezonie zawsze odczytywane jest jako totalna porażka, a większość trenerów nie będących w stanie zapewnić na koniec ligi zespołowi miejsca w pierwszej trójce, praktycznie na pewno pożegna się z posadą. Ciśnienie, które widać w Poznaniu, jest także obecne w wielu innych miastach Polski, które w ostatnich latach zaczęły zupełnie inaczej patrzeć na piłkę nożną. Nie jest to już zabawa dla wąskiej grupki kibiców, ale poważny biznes, który dla inwestora ma przede wszystkim przynosić odpowiednie zyski. Lech Poznań bez względu na charakterystykę konkretnego sezonu, zawsze stara się rywalizować z Legią Warszawa. Pod względem organizacji i finansów, stołeczny klub wyznacza zupełnie inny poziom w Polsce, ale w Poznaniu mimo wyraźnych braków budżetowych starają się nadrabiać odpowiednią wizją i strategią. Jak pokazują wyniki sportowe, oba kluby wydają się kroczyć odpowiednią ścieżką, co widać także po frekwencji na trybunach. Oba kluby nie mają problemów z ich zapełnieniem, mimo że mają bardzo duże i nowoczesne obiekty. Ich baza kibicowska jest także doskonale zorganizowana – Wiara Lecha to organizacja, która wspiera Lech Poznań na wszystkich frontach, także w mediach społecznościowych. Najważniejsze jest jednak zaangażowanie tych stałych wiernych fanów w życie klubu, jego utrzymanie, a przede wszystkim doping. Lech Poznań podczas nawet dalekich wyjazdowych meczów w pucharach europejskich imponują wszystkim widzom i telewidzom swoim niesamowitym dopingiem. Jest widowiskowy i świetnie przeprowadzony, a kibice z Poznania nawet pozostając w znaczącej mniejszości na stadionie gospodarza, są w stanie przekrzyczeć spikera i kibiców drużyny domowej. O tym, że kluby jak Lech Poznań są w stanie rok rocznie funkcjonować na takim poziomie i utrwalać własną markę oraz renomę, także na arenie międzynarodowej, musi jednak przede wszystkim wynikać z odpowiedniego poziomu sportowego. Duże pieniądze w polskiej Ekstraklasie ma chociażby Lechia Gdańsk, długo miała Wisła Kraków, obecnie nie brakuje budżetu chociażby w Zagłębiu Lubin. Niemniej kluby te nie były w stanie wykorzystać zamożnego właściciela i ambicji inwestorów w sposób, który zapewniłby sukces sportowy. Ostatecznie bez mistrzostwa Polski czy chociażby awansu do Pucharu Europy – wiele klubów musi zrobić wiele kroków wstecz. Nowa historia Lecha to przede wszystkim stadion przy Bułgarskiej. Od momentu powstania tego obiektu był tylko jeden gorszy sezon, w trakcie którego nie udało się zanotować wzrostu frekwencji lub liczby sprzedanych karnetów. W prawie każdym przypadku, rok do roku, Lech Poznań notuje wzrost przychodów z dnia meczowego. Wynika to jednak nie z samego faktu powstania nowego stadionu – taki jest chociażby we Wrocławiu, gdzie tamtejszy zespół ledwo przyciąga na trybuny pięć tysięcy kibiców w trakcie kolejki. Lech Poznań przede wszystkim przyzwyczaił swoich kibiców do bardzo dobrych występów. Swojego czasu do Poznania przylatywały takie zespoły jak Juventus czy Manchester City i wcale nie były tutaj lekko przyjęte. Lech Poznań był w stanie z wieloma rywalami z europejskiego topu rywalizować jak równy z równym, a do tego styl gry zespołu z Poznania bardzo podobał się wielu Polakom. To kolejna przewaga tego klubu – ma wiernych fanów nie tylko w samym Poznaniu, ale w całej Polsce, właśnie ze względu na zaangażowanie, agresywny styl gry, dobre przygotowanie fizyczne i godne reprezentowanie kraju na arenie europejskiej. Klub z Poznania ma na swoim koncie wiele Mistrzostw Polski, z których ostatnie zdobył przed rokiem, kompletnie zaskakując Legię Warszawa. W tym roku próba obronienia Mistrzostwa zaczęła się fatalnie – Lech Poznań na początek rozgrywek Ekstraklasy zanotował serię wielu porażek i remisów. Ze względu jednak na zmianę formy rozgrywek Ekstraklasy i wprowadzenie reformy ESA37, zakładającej rozegranie dodatkowych siedmiu kolejek dogrywki między najlepszymi i najgorszymi ośmioma zespołami sezonu zasadniczego – Lech Poznań ma jeszcze teoretyczne oraz praktyczne szanse na włączenie się do rywalizacji o miejsce dające prawo gry w europejskich pucharach w kolejnym sezonie. Jeśli chodzi o Mistrzostwo, z każdą kolejką wygranie sezonu 2015/2016 wydaje się coraz trudniejszym zadaniem. Lech Poznań przeprowadza pierwszy letni transfer. W środę, 8 czerwca na testach medycznych zjawił się ukraiński bramkarz Artur Rudko, który po ich przejściu zostanie wypożyczony na rok z Metalista Charków. 30-latek wiosną podpisał z tym klubem 4-letni kontrakt. Artur Rudko urodził się 7 maja 1992 roku w Kijowie. Ukrainiec jest wychowankiem słynnego Dynama Kijów, w swojej ojczyźnie przed 7 laty przez pół roku występował jeszcze na wypożyczeniu w Hoverli Użgorod. Prawonożny bramkarz w lidze ukraińskiej rozegrał tylko 35 meczów z czego 20 w barwach Dynama Kijów, w którym nigdy nie potrafił się przebić. Nowy golkiper Kolejorza na swoim koncie ma jeszcze 5 występów w Lidze Mistrzów 2016/2017 rywalizując w fazie grupowej z Napoli, Besiktasem Stambuł oraz z Benfiką Lizbona. Artur Rudko latem 2019 roku przeniósł się do cypryjskiego Pafos. W barwach tej drużyny przez 3 sezony rozegrał w sumie 92 mecze. 30-latek w minionych rozgrywkach na 2 frontach zanotował 30 spotkań, w których puścił 25 goli. Jego zespół w lidze cypryjskiej 2021/2022 zajął 6. miejsce, mistrzem został Apollon Limassol, którego Lech Poznań przed 2 laty rozbił w Lidze Europy aż 5:0. Artur Rudko mierzy 190 cm i waży 83 kilogramy. Pod względem piłkarskiego cv jest to jeden z najmniej ciekawych transferów do opisywania czy do analizy przeprowadzonych w ostatnich latach. Jak każdy transfer Lecha Poznań wszystko i tak wkrótce zweryfikuje boisko. Wychowanek Dynama Kijów to już siódmy Ukrainiec w historii Lecha Poznań. Przed Rudko grali u nas jego rodacy Igor Korinjec, Volodymyr Jaroschuk, Oleksiy Khoblenko, Volodymyr Kostevych, Vasyl Kravets oraz Bohdan Butko. Większość odeszło z Kolejorza z medalami na szyi, ale sprawdził się tylko ten ostatni i to jedynie przez pół roku (wiosna 2020). > Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) < 28-letni obrońca, Tomasz Kędziora na dwa miesiące wraca do Lecha Poznań. Zatwierdzone w poniedziałek, 7 marca nowe zasady FIFA dotyczące Ukrainy i Rosji pozwoliły Kolejorzowi zatrudnić obecnego zawodnika Dynama Kijów bez żadnych negocjacji. Według nowych zasad FIFA zawodnicy z ligi ukraińskiej i ligi rosyjskiej są teraz piłkarzami bez umów. Każdy zawodnik z tych lig może związać się kontraktem z nowym klubem ważnym do 30 czerwca 2022 roku. Niedawno Tomasz Kędziora wrócił wraz z rodziną do Polski, był na meczu Lecha Poznań z Rakowem Częstochowa, od paru dni trenował z Kolejorzem. Dziś reprezentant Polski został nowym zawodnikiem Lecha Poznań, którym będzie do końca sezonu 2021/2022. Tomasz Kędziora rozegrał w niebiesko-białych barwach łącznie 151 meczów, w których strzelił 10 goli. Latem 2017 roku został sprzedany do Dynama Kijów będąc od tego czasu podstawowym zawodnikiem tego klubu. Tomasz Kędziora w ostatnich latach kolekcjonował trofea. Zdobył jedno mistrzostwo, dwa Puchary Ukrainy i trzy Superpuchary Ukrainy. W sezonie 2020/2021 wraz z Dynamem Kijów świętował dublet, w dodatku w europejskich pucharach rozegrał prawie 50 meczów rywalizując w fazie grupowej Ligi Mistrzów z FC Barceloną czy z Juventusem Turyn. W Lechu Poznań prawonożny defensor sięgnął po Mistrzostwo Polski 2015 i po dwa krajowe Superpuchary w 2015 oraz w 2016 roku. Zagrał również w trzech finałach Pucharu Polski na Stadionie Narodowym w Warszawie i wkrótce być może wystąpi w kolejnym. „Kendi” jest nominalnym prawym obrońcą, ale może też grać jako środkowy obrońca, gdzie w zespole Macieja Skorży brakuje poważnej konkurencji. Tomasz Kędziora po powrocie do Poznania zwlekał z podpisaniem umowy z Lechem mając jeszcze inne propozycje zza granicy. Dopiero 17 marca zdecydował się jednak dograć ten sezon w Kolejorzu. Prawonożny obrońca jest gotów do gry, został również powołany na dwa najbliższe mecze reprezentacji Polski stając się tym samym ósmym Lechowym kadrowiczem, który uda się na marcowe obozy kadr narodowych. > Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) < Lech Poznań może wygrać wszystkie mecze do końca sezonu, mieć znakomitą średnią punktową, zostać zespołem z najlepszym atakiem i najlepszą defensywą sezonu, a i tak… nie zdobyć mistrzostwa kraju. Czy Kolejorz w takim wypadku będzie mógł rozłożyć ręce i powiedzieć „inni byli lepsi, szacunek dla rywali”? A może taką pozycję na finiszu sezonu Lech przygotował sobie samemu?Spójrzmy na fakty – jesteśmy świadkami najlepszego finiszu sezonu ostatnich lat w Ekstraklasie. Chyba jedynie końcówka sezonu 2016/17 może się równać z tym, co oglądamy obecnie. Trzy zespoły idące łeb w łeb, punktujące na poziomie dwóch punktów na spotkanie, wielokrotnie dominujące rywali i strzelające im po trzy, cztery czy pięć goli. Jeśli ktoś mówi wam, że to wyścig żółwi, to po prostu skonfrontujcie go z te są takie, że Lech Poznań może zanotować 22 zwycięstwa w sezonie, mieć znakomitą średnią punktową 2,17 pkt/mecz, a i tak może nie zdobyć mistrzostwa wyobrażamy sobie, że zarówno lider Raków, jak i wicelider Lech wygrywają do końca rozgrywek już wszystkie mecze? Tak, nie jest to scenariusz rodem z filmów science-fiction. Kolejorz ma na rozkładzie Stal, Piasta, Wartę oraz Zagłębie. Raków z kolei zagra z Górnikiem Łęczna, Cracovią, Zagłębiem i Lechią. Serio nie będziemy w jakimś ciężkim szoku, jeśli obie te ekipy zaliczą cztery zwycięstwa w czterech ostatnich kolejkach. I to tylko dowiedzie, że Ekstraklasa w sezonie 2021/22 jest świetna do oglądania dla postronnych rozmawiamy o scenariuszu hipotetycznym. Równie dobrze obie ekipy mogą się wyłożyć na najbliższych przeszkodach tego weekendu. Ale załóżmy: Lech wygrywa wszystko do końca, Raków również, mistrzem zostaje ekipa z lepszym bilansem meczów bezpośrednich, czyli zespół Marka kibiców Lecha to byłaby osławiona już „mokra szmata w twarz”. Sezon stulecia klubu, ogromna presja, wielokrotne stwierdzenia w wywiadach o „wyjątkowym roku”, rekordowo droga w utrzymaniu kadra, rekordowy budżet, wydawanie grubych pieniędzy na piłkarzy… I to wszystko miałoby się skończyć porażką? Lud w Poznaniu spragniony mistrzostwa byłby sfrustrowany do granic jak mógłby tłumaczyć to Lech? Bo przecież – skoro konkurencja w postaci Rakowa i Pogoni – jest tak silna, to chyba można zrzucić to na fakt, że w grze niskopunktowanej (jaką jest futbol) czasem po prostu wygra ktoś inny. Skoro władze Kolejorza sypnęły kasą, skoro kadra była tak szeroka, a wyniki na przestrzeni sezonu tak dobre, a mimo to wygrałby ktoś inny, to widocznie trzeba mu oddać honory i pogratulować? Trochę jak wicemistrz sprintu, który został prześcignięty o jedną setną sekundy – może być zły na siebie, może przeklinać się w duchu, ale ostatecznie dał z siebie maksimum, a i to nie jest jedna strona jest taka, że jeśli Lech po mistrzostwo nie sięgnie nawet przy kapitalnym finiszu sezonu, to pretensje… może mieć tylko do straconych szansPoznaniacy w tym sezonie nie wygrali dwunastu spotkań. Odrzućmy z tej puli mecze, gdzie remis był rezultatem sprawiedliwym, bo nikt nie był wyraźnie lepszy. Odstawmy na bok spotkanie z Legią, bo tam decydowała kontrowersja sędziowska. Odrzućmy też mecze, gdzie Lech był po prostu słabszy – jak to w Radomiu z Radomiakiem czy jak to z Rakowem u się na spotkaniach, w których lechici nie wykorzystali swoich szans. Przeważali, mieli lepsze okazje, byli stroną dominującą, a jednak nie sięgnęli po pełną pulę. Innymi słowy – spróbujmy znaleźć mecze, w których Lech pogubił punkty na własne Częstochowa – Lech Poznań 2:2Oczywiście pamiętajmy, że Lech odrobił tam straty z 0:2 i już samo zdobycie punktu było na tamten moment cennym skalpem przywiezionym z Częstochowy. Ale Kolejorz miał wyższe expected goals od Rakowa (3,7 xG do 2,14 xG – według WyScouta), a już przy stanie 2:2 taką kapitalną okazję zmarnował na wagę dwóch punktów więcej Lecha, punktu mniej Rakowa i – co wiemy już dzisiaj – lepszego bilansu meczów bezpośrednich między Kolejorzem a obecnym Białystok – Lech Poznań 1:0Lech i wyjazdy do Białegostoku – to nie jest wspaniała historia dla fanów z Poznania, raczej mroczna bajka, którą opowiada się dzieciakom, gdy są niegrzeczne. Znów Lech z większa liczbą szans, znów wyższe xG dla Kolejorza (1,87 do 0,8 xG), ale nieskuteczność + błąd w defensywie = Mielec – Lech Poznań 0:0Lech wymienił ponad dwa razy więcej podań celnych niż Stal podań w ogóle. W golach oczekiwanych było 1,77 do 0,26 xG. Kolejorz miał takie okazje: A i tak ani razu nie zdołał pokonać Łęczna – Lech Poznań 1:1Kolejny z wyjazdowych meczów, które Lech wypuścił z rąk. Prowadzenie 1:0, wyraźna przewaga w xG (2,28 – 0,3), a później drzemka przy kryciu, jedyny celny strzał gospodarzy i z Łęcznej Kolejorz wrócił tylko z punktem, choć miał takie okazje. Cracovia – Lech Poznań 3:3Wiosną Lech natracił sporo punktów, ale szczególnie bolesne dla zespołu Skorży musiały być takie wpadki, jak ta w Krakowie. Lechici prowadzili już 3:1, trener zaczął zmieniać, zespół się rozregulował i cofnął, co skrzętnie wykorzystały „Pasy”. Dwie wrzutki i celne strzały sprawiły, że Lech znów mimo przewagi w xG 1,9 do 0,72 nie sięgnął po pełną Gdańsk – Lech Poznań 1:0Mamy wrażenie, że już to pisaliśmy – czyli znów powtarza się schemat: wyjazd, przewaga, stracone punkty. 2,02 do 0,88 w xG, takie sytuacje: A i tak nie wygrał w Gdańsku. Lechia oddała dwa celne strzały i to wystarczyło, by zabrać Lechowi punkty przed ważnymi starciami Kolejorza z Pogonią i zawsze możnaTo jakże wygodna gdybologia, ale to zawsze efektowne – ile punktów miałby Lech, gdyby potrafił wykorzystać swoja przewagę w tych spotkaniach? Trudno wskazać konkretną liczbę, bo przecież z przewagi mógł wyniknąć remis zamiast porażki, a z remisu dało się wycisnąć jednak pełną pulę. Natomiast przy tak minimalnych różnicach (a właściwie ich braku) na szczycie tabeli, to każdy punkt, każde dodatkowe zwycięstwo jest na wagę mają oczywiście bardzo silną konkurencję w walce o mistrzostwo kraju, jednak warto też spojrzeć na siebie: Lech jest tak wysoko dzięki sobie, ale jest też dzięki sobie w niewygodnej sytuacji. W ostatnich czterech kolejkach jeszcze sporo może się wydarzyć zarówno na plus, jak i na minus dla poznaniaków, natomiast stres, niepewność i zależność od wyników Rakowa zespół Skorży zafundował sobie sam – zmarnowanymi sytuacjami w Mielcu, Łęcznej, Gdańsku czy właśnie w Częstochowie. WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:Dobrzy, ale bez wyników. O rezerwowych LechaLech w galowym garniturze przed najważniejszą rundą w XXI wiekuGłębia składu Lecha i Pogoni – kto ma mocniejszy zespół?Fot. Newspix

witaj w klubie lech poznań